Reklama

Dryfujący Overlook Hotel

"Piąty wymiar", reż. Christopher Smith, Australia, Wielka Brytania 2010, dystrybutor: Kino Świat, premiera kinowa: 10 grudnia 2010

Gdyby Harold Ramis nie miał poczucia humoru i zamiast z Billem Murrayem przyjaźnił się z Mellisą George, tak mógłby wyglądać jego ''Dzień świstaka''.

''Piąty wymiar'' zaczyna się klasycznie. Poznajemy Jess (Melissa George), matkę niepełnosprawnego chłopca. Jess razem z przyjacielem i czwórką jego znajomych wyruszają w rejs. Na otwartym morzu sztorm przewraca jacht. Ginie jedna osoba. Pozostali rozbitkowie wsiadają na pokład przepływającego nieopodal pokaźnych rozmiarów statku. Na pokładzie panuje martwa cisza. Brak śladów załogi. Statek widmo? Po kilku chwilach zakapturzony morderca, wyglądem przypominający Jasona z ''Piątku 13-go II'' zaczyna strzelać do bohaterów. Przy życiu pozostaje jedynie Jess, która stoczy z napastnikiem morderczy bój. Pokonuje przeciwnika, wyrzucając go za burtę. Happy end? W żadnym razie. Popatrzcie na zegarek - upłynęło dopiero 30 minut filmu. Na horyzoncie pojawiają się kolejni rozbitkowie...

Reklama

Film Christophera Smitha to prawdziwy leksykon zjawisk paranormalnych. Tytuł polski (''Piąty wymiar'') w dzisiejszej dobie odnosi bardziej do kin 5D, niż do Einsteinowskiej fizyki, ale już oryginalny (''Triangle'') przywodzi skojarzenia - jak najbardziej słuszne - z tajemnicą Trójkąta Bermudzkiego. Czego tu jeszcze nie mamy? Efekt doppelgängera, deja vu, zapętlenie czasu, teoria superstrun, wreszcie nieprzepracowana trauma, paranoja i pomieszanie zmysłów - arsenałem motywów właściwych dla filmowej fantastyki można by sprawiedliwie obdzielić kilka innych horrorów. Smith nie szarżuje jednak zanadto gatunkowym sztafażem. Umiejętnie rozkłada akcenty, komplikuje prostą na pozór fabułę, dla swojego konceptu znajduje właściwą formę. Składa też hołd klasyce psychologicznego kina grozy.

Mowa oczywiście o ''Lśnieniu'' Kubricka, które dla Smitha wydaje się być niedoścignionym wzorcem. Opowiedzieć w perfekcyjny sposób o szaleństwie, z takiej perspektywy, że widz nie ma jasności, co jest działalnością sił nadprzyrodzonych, a co jedynie wytworem chorego umysłu, potrafił tylko autor ''Mechanicznej pomarańczy''. Chęć klarowania i objaśnienia wszelkich zawiłości fabuły (być może powodowana producenckimi dyrektywami) spycha niestety film Smitha do niższej ligi. Powinowactwo wciąż pozostaje jednak wyraźne.

Wędrówki kamery po ciasnych wnętrzach statku przypominają słynne, steadicamowe jazdy pośród labiryntowych korytarzy posępnego hotelu Overlook. Sam widmowy statek, dryfujący gdzieś, pośród bezkresnego oceanu, budzi skojarzenia z odciętą od cywilizacji, mroczną budowlą postawioną na indiańskim cmentarzu u Kubricka. Jest nawet bezpośrednie odwołanie - jeden z krwawych mordów rozgrywa się w pokoju nr 237. Nie muszę chyba przypominać, na co natknął się w pomieszczeniu pod tym numerem Jack Nicholson.

''Piąty wymiar'' wyraźnie wybija się spośród innych dokonań współczesnej filmowej fantastki grozy. Miast bez pomysłu kopiować horrory sprzed lat i ubierać je w formę uwspółcześnionych remake'ów, albo próbować swoich sił w przechodzącym ostatnio renesans survivalu, Smith proponuje inteligentną grę pozorów, filmową układankę złożoną z fabularnych klocków zanurzonych w parapsychologii i klasycznym rezerwuarze gatunkowych środków wyrazu. I mimo że nie wszystkie elementy tej układanki pasują do siebie idealnie, zwyżkowa forma reżysera (spory postęp od czasu ''Creep'' sprzed sześciu lat) pozwala przypuszczać, że z kolejnym filmem będzie już tylko lepiej.

7/10


Nie wiesz, w którym kinie możesz obejrzeć film "Piąty wymiar"? Sprawdź repertuar kin w swoim mieście!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: smith
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy