Reklama

"Droga na północ": Tylko łosia brak [recenzja]

Północny klimat, przestrzenie, magiczny krajobraz i małe zaludnienie sprzyjają odpowiedniemu dystansowi do życia. Niektórzy określają to raczej skandynawskim chłodem w międzyludzkich relacjach, które wbrew pozorom po drugiej stronie Bałtyku potrafią być one gorące. Finowie dokładają do tego, czasami bliskie również Norwegom, specyficzne poczucie humoru. Wszystkie te wspomniane elementy odnaleźć można w najnowszym filmie Miki Kaurismäkiego "Droga na północ".

Starszy brat Aki Kaurismäkiego rozpoczynał swoją karierę jako producent, by nakręcić następnie kilka wyśmienitych dokumentów muzycznych i zabawny "Seks po fińsku". W 2010 r. realizuje dokument o Vessa-Matti Loiri pt. "Veksu". Ten fiński muzyk, komik i aktor cieszy się w swoim kraju ogromną popularnością i de facto, w filmie Kaurismäkiego gra po części samego siebie, po części swoje sceniczne alter ego, życiowego nieudacznika nie stroniącego od alkoholu i papierosów. To on zaproponował reżyserowi kilka lat temu kolejny projekt, w efekcie którego powstała "Droga na północ".

Reklama

W tym zabawnym kinie drogi ów "dystans do życia" i spokój w świecie Timo, uznanego pianisty, zostają naruszone przez nieoczekiwane pojawienie się ojca, Leo (Loiri), który odszedł ponad 30 lat temu. Pan w sile wieku i równie silną nadwagą, w hawajskich koszulach, lecz bez eurocenta w portfelu. Jak się szybko okazuje, jego przyjazd stanowi jedynie punkt kulminacyjny rozsypującej się jak domek z kart rzeczywistości Timo. Żona odeszła, zabierając córeczkę, sam Timo decyduje się sprzedać mieszkanie. Kryzysowy moment inicjuje rozmyślania na temat własnych korzeni, odziedziczonych po rodzicach przywar i zalet, celu swoich działań.

I wtedy pojawia się element chaosu w dotychczas uporządkowanym życiu Timo - ojciec, który nie omieszka ukraść samochód, zaśpiewać w hotelowym barze, zapoznać syna z babcią i nieznaną dotychczas siostrą mieszkającą ze sfrustrowanym seksualnie partnerem, w końcu, zabrać (a właściwie zmusić) syna do podróży na północ, ku rodzinnym sekretom.

Kaurismäki cudownie eksploruje krajobraz Laponii. Finlandia nie jest pocztówkowa, acz pełna uroku. To właściwie niemal klasyczna formuła kina droga, lecz z północnym posmakiem. Są lasy, ogromne przestrzenie, jeziora... Tylko łosia brak. Choć trafi się po drodze kot-pasażer na gapę. I jest oczywiście sauna. Twórca "Seksu po fińsku" potrafi takie, z punktu widzenia fabuły, absurdalne detale umiejętnie eksplorować.

Tworząc ciepłą w swej wymowie opowieść, jednocześnie dodaje odrobiny goryczy i przełamuje tonację nieoczekiwanymi wydarzeniami. Nie pozwala na łatwe rozwiązania, stąd owo rodzinne zjednoczenie czy na nowo nawiązana relacja synowsko-ojcowska nie są w cale tak pewne, jak mogłoby się to z początku wydawać. Dzięki temu Kaurismäki bardzo dobrze balansuje sentymentalne tony, nie pozwalając widzom zbyt długo na wzruszenie. Spora w tym zasługa głównego aktorskiego duetu - Loiriego i Samuli Edelmanna. Jak się okazuje na ów "północny dystans" najlepszą receptą jest wspólna podróż, skandynawskie krajobrazy i oczywiście sauna lub jak mawiają sąsiedzi Finów -bastu bądź badstue. Nic tak wszak nie poprawia międzyludzkich relacji jak wzajemne obicie się witkami brzozowymi.

7/10

---------------------------------------------------------------------------------------

"Droga na północ" ("Tie Pohjoiseen"), reż. Mika Kaurismäki, Finlandia 2012, dystrybutor: Vivarto, premiera kinowa: 4 października 2013 roku.

---------------------------------------------------------------------------------------

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy