"Dobre serce": Serce jak lód
"Dobre serce", reż. Dagur Kári, Dania, Islandia, Francja, Niemcy, USA - 2009, dystrybutor: Gutek Film, premiera kinowa: 23 kwietnia 2010
Zdumiewająca prawidłowość: skandynawscy twórcy, odnoszący sukcesy w rodzimych krajach, wyjeżdżają do Stanów Zjednoczonych w celu realizacji filmu, którego miejsce akcji to najczęściej podrzędna knajpa. Pięć lat temu Bent Hamer (''Historie kuchenne'') wyemigrował na krótki czas z Norwegii, żeby po drugiej stronie Atlantyku wycisnąć z powieści Charlesa Bukowskiego przed kamerą esencję z goryczy, pesymizmu, ale i pełnego ironii dystansu do rzeczywistości. ''Factotum'' ze stonowaną rolą Matta Dillona, odtwarzającego postać ćmy barowej, Henry'ego Chinaskiego, okazało się sporym sukcesem, zdobywając nagrodę dla reżysera na kopenhaskim festiwalu filmowym.
Islandczyk z francuskim paszportem, Dagur Kári, nie posłużył się niczyim pomysłem podczas reżyserowania pierwszej zagranicznej fabuły. Kári, wsławiwszy się swego czasu głośnym debiutanckim ''Nói albínói'', przy realizacji trzeciego pełnego metrażu wsparł się pomocą finansową z Danii, Francji, Niemiec, Islandii i - oczywiście USA, gdzie została nakręcona lwia część materiału. Zawiodą się jednak ci, którzy zerkając na listę producentów, będą się spodziewać dużej, międzynarodowej superprodukcji. ''Dobremu sercu'' daleko do widowiskowości ''Walecznego serca''. Kári nie ma zresztą tak przerośniętej ambicji.
Oto poznajemy bezdomnego Lucasa (Paul Dano, pamiętny Eli Sunday z ''Aż poleje się krew''), który razem z kotkiem-przybłędą sypia w prowizorycznym domku z kartonów i Jacquesa (Brian ''Manhunter'' Cox), właściciela speluny, w której na każdego nowego klienta, nie będącego stałym bywalcem, patrzy się jak na kosmitę. Lucas i Jacques trafiają do jednej sali szpitalnej: bezdomny chłopiec - po próbie samobójczej; nadpobudliwy, stary zgreda - po kolejnym, piątym już zawale, wywołanym nieudaną próbą medytacji przy dźwiękach audycji relaksującej.
Tę dwójkę połączy od tej chwili przyjaźń. Bezdzietny i samotny Jacques wyciąga z rynsztoka Lucasa, by ten przejął interes po jego śmierci. Czas nagli - Jacques ma bardzo słabe serce i ani myśli rezygnować z wieloletnich nałogów (o stanie jego płuc i wątroby możemy tylko spekulować), przyucza więc młokosa do zawodu, wdrażając zasady postępowania z klientelą i zmuszając do nieskończoności parzyć kawę - tak, żeby miała idealny smak.
Akcja dryfuje niespiesznie, zmierzając do przewidywalnego, zasugerowanego nieco przez sam tytuł, finału. W międzyczasie Lucas bierze pod swoje skrzydła April (Isild Le Besco), byłą stewardessę, cierpiącą na aerofobię. Wbrew woli Jacquesa młodzi postanawiają się pobrać. April będzie chciała też wprowadzić kobiecy porządek do zakurzonej mordowni, co rozsierdzi opryskliwego właściciela, długo pracującego na wizerunek swojego lokalu jako ''świątyni męskości''. Wycieńczony Jacques trafia do szpitala po kolejnym zawale. Fatalny stan nakazuje mu czekać, z kroplówką wpiętą w żyłę, na dawcę serca...
''Dobre serce'' bazuje na napisanych grubą kreską postaciach pierwszoplanowych. Kiedy w pewnym momencie z pola widzenia znika dziewczyna, nie robi to najmniejszej różnicy, czy jeszcze się pojawi. Jej rola w historii staje się epizodyczna. Liczy się tylko duet Jacques-Lucas. Dramaturgicznym motorem filmu jest całkowite przeciwieństwo tych bohaterów - grubiańskiego, wulgarnego i interesownego Jacquesa tonuje spokojny, bezkonfliktowy altruista Lucas. Problem jednak w tym, że bardzo wcześnie można rozpracować tok fabuły a tym samym przebieg ewolucji i przemianę postaci. Nie byłby to może duży zarzut, wszak kino na oparte na schemacie może wyglądać całkiem zgrabnie (dobrym przykładem jest... ''Szalone serce'' (sic!), które w przyszłym tygodniu wchodzi na polskie ekrany), ale seansowi filmu Káriego towarzyszy uczucie patrzenia na precyzyjnie wykalkulowany mechanizm, w którym brakuje miejsca na twórczą szczerość, improwizację czy zaskakujące zwroty akcji. To przykre, ale właśnie owa martwota gubi film, mówiący przecież, w pewnym sensie, o podtrzymywaniu życia.
Całe szczęście, że ''Dobre serce'' wypełniają znakomite, soczyste dialogi. Prym wiodą kwestie sączone z ust Jaqcuesa, których bezwstydna wulgarność przyczyniła się do nadania filmowi kategorii wiekowej ''R'' w Stanach. Zjadliwe riposty barmana to jedne z nielicznych momentów, w których ten bezduszny film nabiera trochę życia i autentyzmu. To jednak niewiele. Byłoby więc może dobrze, gdyby następny projekt Kári zrealizował na powrót w rodzimych stronach. Nic tak nie rozpali kinofilskich serc, jak mikstura śnieżnych zawiei i strug wulkanicznej magmy w tle.
5/10