Disney czaruje, widz to kupuje
"Uczeń czarnoksiężnika" ("The Sorcerer's Aprentice"), reż. John Turteltaub, USA 2010, dystrybutor Forum Film, premiera kinowa: 30 lipca 2010 roku
Wyszedł stary mistrz-czarodziej
dom opuścił. Dał mi pole!
Będę duchy za nos wodził,
Dziś poczują moją wolę.
(J. W. von Goethe, Uczeń czarnoksiężnika'',
przeł. H. Januszewska)
Wiersz Goethego, którego kilka pierwszych wersów tutaj przytaczam, stał się podstawą scenariuszową dla słynnego, 9-minutowego fragmentu Disneyowskiej ''Fantazji''. W liryku autora ''Fausta'' młody adept magii, pod nieobecność mistrza, pobudza do życia magii przeróżne miotły, kije i konewki. Te wymykają się spod kontroli, robiąc prawdziwy galimatias zamiast porządku. Owa scena zostanie potem zaadaptowana w klasycznej animacji z 1940 roku.
Sekwencja z tańczącymi miotłami pojawia się też w ''Uczniu czarnoksiężnika'' Jona Turteltauba, filmie, który jest swoistym hołdem dla disneyowskiego opus magnum. Oczywiście, przez te 70 lat od czasu powstania ''Fantazji'' zmieniły się konwencje, zmienił się kontekst. I zmienia się też odbiorca kina familijnego.
Bohaterem ''Ucznia'' jest Dave (Jay Baruchel), szalenie zdolny oraz kreatywny, ale i też odrobinę nieporadny, wyizolowany chłopak; całą swoją uwagę poświęca konstruowaniu cewki Tesli. To trochę taki ''typowy nastolatek'', zaprojektowany na przeciętnego widza produkcji. Przypomina nieco Dave'a z ''Kick-Assa" (czyżby przypadkowa zbieżność imion?), ale disneyowski Dave nie chce być superbohaterem. Zostaje wybrany. W jego żyłach płynie krew Merlina, potężnego maga pokonanego przed wiekami przez demoniczną Morganę. Tysiąc lat z okładem po tych wydarzeniach, Balthazar (Nicolas Cage), uczeń Merlina, znajduje wybrańca będącego w stanie pokonać Morganę. Tym kimś jest właśnie Dave.
Prościutką, schematyczną i do bólu grzecznie poprowadzoną fabułę ''Ucznia czarnoksiężnika'' urozmaica wiele rzeczy. Nie jest to jeden z podwójnie kodowanych filmów w typie ''Shreka'', starszym widzom dający radochę z odczytywania intertekstualnych odniesień i parodystycznego tonu. Zamiast tego mamy prawdziwe bogactwo inscenizacyjne - wyobraźnia scenarzystów i speców od efektów specjalnych przywodzi na myśl to projekty surrealistów, to znów najlepsze kreskówkowe gagi.
Jest Nicolas Cage, który porzuca na chwilę swoją cierpiętniczą minę i jak się postara, potrafi być całkiem zabawny. Jest Alfred Molina jako Horvath - największy adwersarz Balthazara - ironiczny i groteskowy, przepysznie bawiący się swoją rolą. Jest wreszcie i Monica Belluci - aktorka ma tylko niewielki epizod, ale twórcy, nawet w filmie wyświetlanym bez ograniczeń wieku, zdecydowali odziać ją w suknię z dużym dekoltem.
Jest więc na co patrzeć i czym się intrygować. Jest i czym rozweselić. Mimo, że na szczeblu fabularnym ''Uczeń czarnoksiężnika'' nie wznosi się ponad przeciętny poziom disneyowskiej produkcji dla młodszych nastolatków, to nie schodzi też ani krztynę poniżej tej skali. I jeśli taki stary pryk jak ja, bawił się całkiem dobrze, to chyba wystarczająco dużo.
6/10