Desperacja młodej dziewczyny. Dla social mediów zrobi wszystko?

Kadr z filmu "Dziki diament" /© materiały dystrybutora /materiały prasowe

Debiutująca Agathe Riedinger nie mówi nam niczego nowego o kulcie influencerów i zgubnym szczęściu liczonym w liczbie lajków. Niemniej jednak "Dziki diament" bardzo szczerze i empatycznie kreśli społeczny obraz, próbującej wyrwać się z biedy młodej dziewczyny, świetnie zagranej przez naturszczyka. Czuć tutaj ducha "American Honey" Andrei Arnold.

  • Dziewiętnastoletnia Liane bierze udział w castingu do programu "Miracle Island". Postrzega to jako swoją szansę na swoisty awans społeczny, wyrażony rozpoznawalnością i sukcesem finansowym. Reżyserka kreśli z pasją i rozmachem obraz młodości, podporządkowanej dyktaturze wizerunku i cielesności, hiperseksualizacji dziewczyn i permanentnej obecności w mediach społecznościowych.
  • "Dziki diament" w kinach od 13 grudnia. Zobacz zwiastun!
     

"Dziki diament": blichtr i sława to nowe opium dla ludu

Agathe Riedinger mówiła w jednym z wywiadów, że fascynują ją francuskie XIX-wieczne kurtyzany, dla których wybór najstarszego zawodu świata nie wynikał tylko z chęci wyrwania się z biedy w celu przeżycia, ale dawał też szansę na wejście do najwyższej klasy społecznej. Libertyńska arystokratyczna Francja czciła przecież kurtyzany zupełnie otwarcie. Dzisiejsze luksusowe "eskortki" również wdrapują się na najwyższy finansowy szczyt i patrzą na maluczkich z drapaczy chmur w Dubaju, kąpiąc się w wannie z petrodolarami. Blichtr i sława są nowym opium dla ludu.

19-letnia Liane (Malou Khébizi) mieszka w nadmorskim kurorcie Fréjus, który w obiektywie Riedinger ma niewiele wspólnego z rajskim Lazurowym Wybrzeżem. Jej matka jest alkoholiczką, przez co Liane trafiła kiedyś do domu opieki. Teraz opiekuje się młodszą siostrą, która zresztą robi wszystko, by się do niej fizycznie upodobnić. Siostry są jak Dr. Evil i Mini-Me skrojone od razu pod rolkę na TikToka. Liane każde z trudem uciułane pieniądze inwestuje w botoks, implanty i inne plastikowe atrybuty homo tiktokusa. Nie stać jej nawet na profesjonalny tatuaż, więc na brzuchu sama robi sobie bidokowy bohomaz. Dziewczyna zgłasza się na casting do reality-show pod jakże odkrywczym tytułem "Miracle Island", gdzie słyszy, że szansa na występ jest, ale musi powalczyć jeszcze o fanów na swoich social mediach.

Cel jest jasny - chce wzbudzać pożądanie i podziw

Liane dwoi się i troi, by zebrać followersów, którzy (widzimy to na planszach dzielących kolejne rozdziały opowieści) w równym stopniu dają jej wyrazy wsparcia, jak i ją upokarzają hejterskimi postami o zabarwieniu seksualnym. Jej cel jest jednak jasny - chce być współczesną boginią. Chce z filtrem lub bez filtra wzbudzać pożądanie i podziw. Chce być na szczycie, jak ci, którzy za jeden post na Instagramie zgarniają dziesiątki tysięcy euro. Kradnie więc w sklepach, wydaje ostatnie pieniądze na drogie sukienki i związuje się z chłopakiem Nathanem (Alexis Manenti), który obiecuje być jej ochroniarzem. Gwiazda musi mieć przecież ochroniarza, nawet jak zamiast po nadmorskim deptaku drepcze po syfiastym kanale z wyschniętą rzeką. To wszystko są filtry, które Liane nakłada na siebie, by błyszczeć na ekranie smartfona. Tylko po to, by zasłużyć na brokat w kolejnym kretyńskim reality show wśród piasku i palm.

Aby to osiągnąć musi jednak się obnażyć najpierw na castingu, a potem przed chirurgiem plastycznym. Ta część filmu jest najciekawsza. Riedinger idzie tutaj drogą Andrei Arnold albo nawet braci Dardenne. Patrzy na Liane z czułością i sympatią, mimo wszystkich głupich rzeczy, jakie ta zrobi dla sławy. Jaką ma alternatywę w wymarłym poza sezonem miasteczku? Jest bidokiem, dla którego nikt nie chce skomponować elegii.

Pojawia się tutaj nawet wątek religijny. Liane jest osobą wierzącą i modli się zupełnie na serio i wydaje się, że ta wiara też w jakiś sposób pcha ją do działania. Szkoda, że nie zostaje rozwinięty. Przeciwstawienie pogoni za perfekcyjną cielesnością duchowym rozterkom aż prosi się o zgłębienie. Poczucie grzechu dziewczyny, która wydaje się być dziewicą (choć nie jest to powiedziane wprost), również mogło rzucić światło na jej osobowość. W pewnym momencie - sfrustrowana i zrezygnowana czekaniem na telefon od producentów - dziewczyna jest bliska sprzedania swojego ciała w klubie nocnym. Co ją przed tym powstrzymuje? Wiara? A może coś innego? Nie wiemy.

Co po seansie? Przerażająca myśl

Francuska reżyserka nie zdradza nam swego klarownego stanowiska w sprawie pragnienia występu Lane w ogłupiającym reality-show. Czy spełnienie tego wątpliwej wartości marzenia usprawiedliwia wszystkie metody dążenia do niego? Czy młode dziewczyny w ogóle powinny poddawać się definiowaniu kobiecości przez kwadratowe okienko InstaStory? Rozumiem, że Riedinger nie chciała oceniać postępowania młodych dziewczyn, które symbolizuje Liane. Nie zmienia to jednak faktu, że jej asekuranctwo jest irytujące.

Magnus Von Horn w "Sweat" nie bał się stawiać bardziej wyrazistych tez. Na szczęście wiele wynagradza wyrazista i poruszająca rola naturszczyka Malou Khebizi. Dzięki jej wyjątkowo naturalnej kreacji (grała też taką postać w krótkometrażowym filmie Riedinger) można uwierzyć w desperację młodej dziewczyny z marginesu społecznego, która szansę na zmianę życia swojego i swojej siostrzyczki widzi tylko w subach i lajkach. Nie jest wcale w mniejszości. To najbardziej przerażająca myśl, jaką miałem po spojrzeniu na ten oszlifowany Instagramem diament.

7/10

"Dziki diament" (Diamant brut), reż. Agathe Riedinger, Francja 2024, dystrybutor: Stowarzyszenie Nowe Horyzonty, premiera kinowa: 13 grudnia 2024 roku.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama