Dawnej piłki czar
"Szukając Erica" ("Looking for Eric"), reż. Ken Loach; Wielka Brytania, Francja, Hiszpania, Belgia, Włochy 2009; dystrybutor: SPInka, premiera kinowa 14 stycznia 2010 roku.
Przyszedł Eric do Kena. Pierwszy - piłkarz-legenda, Francuz uwielbiany przez Anglików. Drugi - znany reżyser, socjalista, a przy okazji fan piłki nożnej. Eric Cantona przyszedł z pomysłem na scenariusz o relacji piłkarza z fanem. Ken Loach wraz ze swoim scenarzystą Paulem Laverty ów pomysł rozwinął. Tak narodził się film "Szukając Erica". Typowa dla Loacha mieszanka dramatu społecznego i komedii (zaskakiwać może jedynie więcej owych żartobliwych tonów niż dotychczas). Lecz jak zwykle prosta z pozoru historia w rękach twórcy "Buszującego w zbożu", przemienia się w krytykę zmian, jakie zachodzą we współczesnym świecie.
Eric Bishop to listonosz na zakręcie życiowym. W domu chaos i dwóch dojrzewających pasierbów, których matka alkoholiczka zostawiła na jego głowie. Do tego powracają wyrzuty sumienia za nieudane małżeństwo sprzed niemal trzydziestu lat, którego owocem jest dorosła córka z własną córką na składzie. Dla mężczyzny z tendencją do ataków paniki, to prosta droga do depresji. Z pomocą przychodzi mu jego idol - Eric Cantona, a raczej wytwór jego wyobraźni.
"Szukając Erica" składa się z elementów znanych z poprzednich filmów Loacha. Ciepła w swej wymowie komedia podszyta jest tematyką społeczną - bohaterowie to klasa robotnicza, prości listonosze, lecz to właśnie tam, jak wielokrotnie wskazuje Loach, przetrwały jeszcze resztki solidarności. Eryka gra bardzo przekonująco mało znany Steve Evets, co świadczy o intuicji twórcy "Jestem Joe" - rozpoznawalna twarz Cantony w filmie wystarczy. Inne zaburzyłyby harmonię całości. 74-letni angielski reżyser, podobnie jak w "Polak potrzebny od zaraz", powraca do obserwacji zjawisk współczesnej rzeczywistości i ich wpływu na jednostkę.
Podstawowy problem "Szukając Erica" to rozpad więzi społecznych i nieumiejętność komunikacji, która prowadzi do braku zaufania do drugiego człowieka, w końcu poczucia osamotnienia. Symptomatyczne, że zamiast psychiatry czy kolegi zafascynowanego kolejnymi poradnikami psychologicznymi, Erykowi pomaga jego idol - wytwór nie tylko jego wyobraźni, ale twór medialny. Bohater widzi "nad-człowieka", który okazuje się po prostu człowiekiem, w czym duża zasługa ironii Loacha i dystansu Cantona w roli samego siebie. Piłkarz wypracowuje w Eryku nie tylko wewnętrzną siłę, ale przede wszystkim zdolność do rozmowy - z byłą żoną, pasierbami uwikłanymi w ciemne interesy, w końcu z kolegami z pracy. W obliczu niebezpieczeństwa, zagrożenia ze strony lokalnego, bogatego mafiosa powraca dawna solidarność symbolizowana przez solidarność fanów footballu.
A i sama piłka nożna nie zostaje oszczędzona. Sponsorowana przez wielkie korporacje, stała się biznesem wykluczających "maluczkich", nad czym ubolewają w pubie koledzy Eryka. Przed stadionami stoją teraz drogie samochody, na ulicach rozgrywają się walki. Zamiast święta sportu, w którym uczestniczy cała rodzina, jest duch wojny, a dobre miejsca na meczu stają się wabikiem półświatka dla zbuntowanych dzieciaków. Zamiast wspólnego seansu w pubie przed starym telewizorem, jest domowa plazma.
Loach ma niezwykły dar do wydobywania z prostych scen, dialogów, bohaterów, w końcu samych historii esencji, która oddaje jakąś cząstkę prawdy o współczesności. Czasem jest ona mocniej, czasem mniej poszyta ideologicznymi przekonaniami autora. W "Szukając Erica" przede wszystkim wyczuwa się optymizm, przekazywany widzom: nawet na najostrzejszym zakręcie życiowym każdy ma wewnętrzną siłę, by wyjść z niego cało. A tą siłą niejednokrotnie są ludzie wokół. Wystarczy jedynie zacząć rozmawiać.
6/10