"Cztery córki": Wielkie zaskoczenie! Takiego filmu nikt się nie spodziewał

Kadr z filmu "Cztery córki" /materiały prasowe

Nietypowa rekonstrukcja wydarzeń, które doprowadziły do tego, że dwie młode Tunezyjki przyłączyły się do sił Państwa Islamskiego. Ale nominowane w tym roku do Oscara "Cztery córki" to też panorama współczesnej Tunezji, w której na krzywdę kobiet pracują zarówno mężczyźni, jak i inne kobiety.

"Cztery córki": Bunt tunezyjskich kobiet

W jednej z najlepszych scen bohaterka Olfa Hamrouni odmawia seksu swojemu mężowi, choć to ich noc poślubna, która w Tunezji, przynajmniej tej konserwatywnej, jest mocno skodyfikowana. Mężczyzna musi spełnić swój obowiązek, a poplamione krwią prześcieradło trzeba wystawić za okno, żeby wszyscy mieli pewność, że kobieta zachowała przed ślubem czystość.

46-letnia reżyserka Kaouther Ben Hania odwraca jednak krzywdzące kobiety porządki. Olfa ani myśli pokornie ulegać mężowi. Zamiast tego spuszcza mu łomot, pokrwawioną twarz obciera prześcieradłem, które następnie wywiesza za okno. Tłum wiwatuje, a my mamy dużą satysfakcję z tego udanego oszustwa.

Reklama

Niewątpliwie tunezyjską twórczynię fascynują silne kobiety, które występują przeciwko zastanym porządkom. Tylko że problem polega na tym, że czasami ich siła prowadzi je w stronę kompletnej radykalizacji. I zamiast dążyć do rozluźnienia zasad obyczajowych ograniczających je w ich kulturze, podążają w kierunku jeszcze większego ich zaciśnięcia. Tak było w rodzinie Olfy, której tytułowe cztery córki w pewnym momencie zupełnie się od siebie oddzieliły. Starsze - Ghofran i Rahma - chwyciły za karabiny i wstąpiły do sił Państwa Islamskiego. Młodsze - Tayssir i Eya - zadają sobie pytanie, dlaczego do tego doszło.

Kaouther Ben Hania też nad tym główkuje, a odpowiedzi szuka poprzez niespotykaną w kinie próbę rekonstrukcji zdarzeń. Na ekranie oglądamy, jak prawdziwe Olfa, Tayssir, Eya tłumaczą aktorkom wcielającym się w Ghofran i Rahmę, jak powinny zagrać poszczególne sceny z ich przeszłości. Rodzina nie tylko opowiada o nieobecnych, ale też kłóci się o to, co czuły i jak wyglądała ich wspólna przeszłość. I gdy już nam się wydaje, że z tych utarczek zaczynamy rozumieć, co działo się w głowach Ghofran i Rahmy, za chwilę wychodzi na jaw kolejny element, który na nowo wszystko zaburza.

"Cztery córki": Prawda niemożliwa do odkrycia?

Umowność tego, co oglądamy, wzmagają liczne zabiegi stosowane przez reżyserkę. Jak choćby ten, żeby wszystkie męskie postaci odgrywał Majd Mastoura - wciela się w męża Olfy, jej kochanka, a także policjanta, który odmawia rodzinie Hamrouni pomocy. Olfa zaś raz gra sama siebie, a za chwilę wciela się w nią tunezyjsko-egipska gwiazda Hend Sabri. A Tayssir i Eya zwracają się bezpośrednio do kamery, burząc czwartą ścianę.

Prawda o córkach Olfy wydaje się niemożliwa do odkrycia, ale za to z filmu, mimo jego nietypowej, teatralnej formy, wyłania się brutalna i ostra panorama Tunezji, kraju pełnego przemocy wobec kobiet. Dla Ben Hani ważne wydaje się podkreślenie, że napędzają ją nie tylko mężczyźni, ale też inne kobiety. Także matki, które wychowują swoje córki żelazną ręką i kompletnie nie potrafią poradzić sobie z ich seksualnym dojrzewaniem.

Gorycz tego filmu zawiera się w przekonaniu, że być może Ghofran i Rahma wybrały religijny radykalizm, bo tylko on był siłą, która w ich odczuciu była w stanie ujarzmić zarówno patriarchalnych mężczyzn z ich otoczenia, jak i bezwzględną matkę. Tak, jakby tylko religijni ekstremiści byli w stanie stanąć ponad tym wszystkim.

7/10

"Cztery córki", reż. Kaouther Ben Hania, Francja, Arabia Saudyjska, Niemcy, Tunezja 2023, dystrybutor: Stowarzyszenie Nowe Horyzonty, premiera kinowa: 15 marca 2024 roku.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Cztery córki
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy