Człowiek-papież, który został dziwkarzem
"Och, Karol 2", reż. Piotr Wereśniak, Polska 2011, dystrybutor: InterFilm, premiera kinowa: 21 stycznia 2011
Podobno premiera ''Weekendu'' Pazury nadzwyczaj wcześnie zakończyła plebiscyt na najgorszy film roku. W tej recenzji będę się jednak starał przekonywać, że piłka jest cały czas w grze.
Nie dajcie się zwieść tytułowi. Film Piotra Wereśniaka nie jest drugą częścią popularnej komedii Romana Załuskiego z połowy lat 80. Ten sam bohater (Karol Górski), te same tarapaty, ale jednak inna rzeczywistość, warunki życia, kochanki. Sam pomysł przeniesienia we współczesność perypetii obyczajowych średnio atrakcyjnego babiarza wydawał się nawet lepszy niż kontynuacja jego losów. Bo któż dziś uwierzyłby w niezrównane powodzenie u kobiet, a tym bardziej wyjątkową potencję seksualną 60-letniego Jana Piechocińskiego, Karola A.D. 1985?
No tak, ale - ciągnąc wątek wiary - kto wierzy dziś jeszcze w Wereśniaka? Talent tego niegdyś zdolnego scenarzysty wypalił się po premierach ''Kilera'' i ''Pana Tadeusza''. Wereśniakowi ktoś pod tyłek podsunął stołek reżyserski, a ten, swoimi ''Zakochanymi'' (pamiętacie tagline? ''Pierwsza polska komedia romantyczna!''), rozpoczął modę na największą zmorę rodzimego kina w ostatniej dekadzie.
Nie chodzi nawet o to, że Wereśniak w spółce z Iloną Łepkowską (scenarzystką pierwszego ''Karola'' oraz niezliczonych romcomów i telebzdet) spłycili wymowę oryginału. Błaha jednak, w gruncie rzeczy, komedyjka Załuskiego mogła - i po dziś dzień może - imponować subtelnym erotyzmem, figlarnym humorem i całkiem udanym występem wspomnianego Piechocińskiego. Ponadto film z bohaterem przy forsie i z wianuszkiem kobiet wokół siebie w ponurych latach 80. spełniał funkcje terapeutyczną dla wycieńczonych stanem wojennym i źle sytuowanych widzów - działał analogicznie jak bollywoodzkie kino na hinduską biedotę.
Podobna sztuczka w dzisiejszych czasach nie mogła przejść. ''Och, Karol 2'' proponuje oczywiście - zakładam, że większości swoich widzów - lepszy świat, wyścigowe bryki, zasobnych bohaterów i imprezy na dachach pałaców. Problem jednak w tym, że polska komedia romantyczna już dawno odwróciła się od rzeczywistości, uciekając w tani eskapizm. ''Karol'', z koszmarnym aktorstwem i grubo ciosanym humorem, nie proponuje w jej obrębie niczego nowego. Na ''postępowy'' - jak na nasze zachowawcze kino - pocałunek lesbijek, trzeba poczekać cały film.
Rodzime kino było ongiś bardzo odważne. Politycznie i obyczajowo. W obecnej dobie boleśnie spurytaniało. Jak jednak wytłumaczyć fakt, że w komedii, której centrum wszystkich perypetii stanowi seks, brakuje scen erotycznych? Zero golizny - damskiej i męskiej - można wyjaśnić tym, że aktorów potraktowano jak wieszaki do prezentowania modnej bielizny - wszak do tego, że wszyscy ''robią to'' w półnegliżu, ojczyste kino zdążyło nas już trochę przyzwyczaić.
Kolejny argument to chęć obniżenia granicy wiekowej. To drugie na pewno się udało. Dwunastolatek na ''Karolu'' nie dostanie "bulwersu", nie zostanie zbombardowany nieodpowiednimi w stosunku do wieku treściami, słuchu mu nie sprofanuje podwórkowa łacina (Whatever happened to Pasikowski?), a i zamiar zobaczenia nagiej piersi spali na panewce. Odpowiedź na pytanie: czy mimo to będzie się dobrze bawić? - jest mniej dyskusyjna, niż mogłoby się wydawać.
1/10