Czekając na Bergmana
"Wspaniała i kochana przez wszystkich", reż. Hannes Holm, Szwecja 2007, dystrybutor: Spectator, premiera kinowa: 20 maja 2011
Przy okazji niedawnej wizyty szwedzkiej pary królewskiej królowa Sylwia namawiała, by nie patrzeć na Szwecję poprzez popularne w Polsce, i nie tylko, kryminały. Zatem spójrzmy z innej strony. Właśnie jest taka szansa. Trzy lata po szwedzkiej premierze pojawia się u nas "Wspaniała i kochana...", lekka i zabawna komedia oparta na niezwykle popularnej u naszych "zabałtyckich" sąsiadów książce.
Martina Haag napisała swoją książkę, porównywaną czasem do "Dziennika Bridget Jones", w 2005 roku. Powieść o samotnej, niespełnionej trzydziestolatce stała się hitem i rzeczywiście pewien podobny do Helen Fielding schemat można w niej odnaleźć, choć "szwedzka Jones" bardziej do mnie trafia, mimo że fanką jakichkolwiek Jones nie jestem. W moim osobistym rankingu film Hannesa Holma, w którym Haag zagrała główną rolę, jest nawet lepszy od papierowego pierwowzoru. Haag jest aktorką, ale i znaną dziennikarką, felietonistką w kobiecej prasie, ma również swojego bloga.
Isabella zbliżająca się do czterdziestki aktorka, nie ma pracy, jest samotna. Decyduje się w końcu ubarwić nieco swoje CV, wpisując w odpowiednią rubrykę umiejętności akrobatyczne. I dostaje pracę. Nie byle jaką, bo w samym Teatrze Dramatycznym w sztuce "Wieczór Trzech Króli" w reżyserii Ingmara Bergmana. Problem w tym, że zatrudniono ją głównie ze względu na jedną scenę snu, wymagającą dość skomplikowanych ewolucji akrobatycznych. Do tego jeszcze Isabella angażuje się w związek z przystojnym i znanym, acz łajdakiem, aktorem z Danii.
W filmie Holma urzekła mnie nie bohaterka, bo ten typ raczej wzbudza moją irytację w większości przypadków, ale dystans i lekkość w podawaniu historii, a przede wszystkim w bawieniu się aluzjami. Taki na przykład Bergman, na którego wszyscy czekają (zmarł miesiąc przed premierą filmu Holma). Reżyser, którego przedstawiać nie trzeba. Wspaniały i szanowany, czy kochany przez wszystkich, to już inna sprawa, w Szwecji ma swój odrębny status. Znana jest już anegdotka, jak to Szwedzi nie mogli znieść myśli, że kojarzeni są z ponurakami z tendencją do metafizycznych wynurzeń i skłonnościami do depresji jak z obrazów Mistrza, który pod koniec życia odizolował się od świata na wyspie Farö. Umieszczenie jego postaci (nawet jeśli nieobecnej) w komedii to już żart sam w sobie. Nie tylko z samego artysty, ale i ze Szwedów. Holm dobrze rozgrywa wątek nieustannego czekania na Wielkiego Reżysera przez aktorów szanowanego Teatru Dramatycznego w Sztokholmie. Dla Isabelli, wbrew pozorom, jego pojawienie nie przyniesie wybawienia.
A takich perełek w filmie Holma jest więcej. Wiadomo, każdy lubi pośmiać się z sąsiadów, więc można zrozumieć złośliwości wobec aktora-playboya z Danii zapatrzonego w siebie, który skrzywdzi biedną szwedzką kobietę (choć ta dokona odpowiedniej do zbrodni zemsty). Jest i matka Belli ze swoim partnerem, para oddająca się dalekim podróżom, chwilami przypominająca wycieczkę z popularnej (acz mało wyrafinowanej) szwedzkiej komedii lat 80. "Sällskapresan".
Skandynawskie poczucie humoru współczesnych filmów oparte jest nie tyle na dialogu i grze słownej, czy nawet na gagu. To raczej umiejętność bawienia widowni dystansem obecnym w samej historii i bohaterach, grą stereotypami, w tym od czasu do czasu owym stereotypowym wizerunkiem zdystansowanego Szweda. Miłośnikom (i nie tylko) kryminałów Larssona i spółki film Holma gorąco polecam. Tak dla równowagi. Slut.
6,5/10
Ciekawi Cię, co jeszcze w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!
Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!