"Call Girl": Mroczna strona Szwecji [recenzja]
Do polskich trafia szwedzki przebój 2012 roku. Nominowany w 11 kategoriach do Złotych Żuków, szwedzkiej wersji Oscarów, nagrodzony m.in. za świetne zdjęcia Hoyte'a Van Hoytema ("Szpieg") wzbudził emocje jeszcze przed premierą. Syn legendarnego premiera Olofa Palme, zamordowanego w 1986 r., oskarżył bowiem reżysera o szarganie dobrego imienia ojca. A wszystko przez wyciętą w wersji DVD scenę...
Film będący fabularnym debiutem Mikaela Marcimaina stanowi opartą na rzeczywistych wydarzeniach opowieść o jednym z największych skandali politycznych Szwecji, tzw. aferze Geijera.
Oto prowadzone długo śledztwo prowadzi policję do Doris Hopp, burdelmamy, która pod swoją pieczą ma luksusowe prostytutki, call girl w każdym wieku, o różnych narodowościach. Klientelą jest śmietanka towarzyska Sztokholmu z prawnikami, urzędnikami wyższego stopnia, policją i przede wszystkim członkami rządu na czele. W tym samym czasie przygotowywana jest ustawa mająca radykalnie zliberalizować prawo w stosunku do przestępstw seksualnych. Z kolei walczący o głosy w nadchodzących wyborach politycy prześcigają się w zapewnieniach o swoim zaangażowaniu w walkę o równość płci.
Socjalistyczna Szwecja lat 70. była swoistym eksperymentem społecznym. W skandal zaangażowany był bowiem m.in. minister sprawiedliwości w rządzie Palme, Lennart Geijer, co kilka lat później ujawnił czołowy tamtejszy dziennik. Palme sprawę zatuszował. To właśnie scena, w której sugeruje się, że nawet sam premier korzystał z usług dziewczyn Doris Hopp, wzbudziła oburzenie rodziny Palmego. Marcimain nie operuje co prawda nazwiskami lub je zmienia, ale prawdę mówiąc, sposób wypowiedzi filmowego premiera trudno nie łączyć z ukochanym przez Szwedów, a nawet przez socjalizujące ówczesne hollywoodzkie gwiazdy, Olofem Palme.
"Call Girl" to filmowy wehikuł czasu. Motyw, który w ostatnim czasie często powraca w szwedzkim kinie (vide tegoroczny kinowy przebój w Szwecji, "Monika Z"). Marcimain poniósłby jednak porażkę, gdyby nie dobrze dobrana ekipa. Prócz zdjęć Van Hoytema, zachwyca dopracowana w każdym szczególe scenografia Liny Nordqvist oraz kostiumy Cilly Rörby.
Marcimain tworzy przyzwoity, trzymający w napięciu thriller polityczny ze świetną obsadą. Uwagę zwracają młodziutkie aktorki - Josefin Asplund oraz debiutująca na ekranie Sofia Karemyr - grające niepełnoletnie podopieczne domu opieki nad trudną młodzieżą, które trafiają "pod opiekę" Doris. To przede wszystkim z ich perspektywy obserwujemy rozrywające się wydarzenia. Na ekranie lśni Pernilla August jako burdelmama, postać demoniczna i tragiczna zarazem. Kreacja doskonała i szkoda, że pominięta w nagrodach.
"Call Girl" czaruje detalami: samochodami, wystrojem wnętrz, strojami i koszmarnymi fryzurami tamtych czasów. Marcimain stylizuje swoje dzieło na lata 70. i robi to z wdziękiem. Sam film jest do pewnego stopnia symptomatyczny dla współczesnej Szwecji. W 2012 r. głośno było m.in. o dokumencie "Palme" - laurce dla premiera, acz doskonale zrealizowanej. Sentyment do szwedzkiej rewolucji socjalistycznej lat 60. i 70., społecznego liberalizmu i wolności obyczajowej coraz częściej są jednak kwestionowane. Jeszcze 10 lat temu oglądaliśmy sympatyczny film Lukasa Moodyssona "Tylko razem", rozgrywający się wśród żyjących w komunie bohaterów w latach 70. Marcimain - w wersji mainstreamowej - podważa mocno zakorzenione w szwedzkiej psyche mity. I dobrze. Przede wszystkim dla zdrowia owej psyche naszego północnego sąsiada.
7/10
---------------------------------------------------------------------------------------
"Call Girl", reż. Mikael Marcimain, Szwecja, Finlandia, Norwegia, Irlandia 2012, dystrybutor: Best Film, premiera kinowa: 29 listopada 2013 roku.
---------------------------------------------------------------------------------------
Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!
Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!