"Cała prawda o Szekspirze" [recenzja]: W domu Szekspira

Kadr z filmu "Cała prawda o Szekspirze" /UIP /materiały prasowe

Kenneth Branagh znów bierze się za Szekspira. Tym razem jednak nie ekranizuje, nie inscenizuje, tylko sam wciela się w autora "Hamleta", odnosząc się do jego biografii. Tej, choć oficjalnie znanej to mimo wszystko mniej spektakularnej, wydawałoby się nie tak ciekawej, a jednak intrygującej.

Po dwudziestu latach spędzonych w Londynie William Szekspir wraca do Stratford, gdzie mieszkają jego żona Anna (Judi Dench) oraz dwie córki, zamężna Susann (Lydia Wilson) i pozostająca panną na wydaniu Judith (Kathryn Wilder). Ten jeden z najgłośniejszych dramatopisarzy w dziejach ludzkości właśnie podjął decyzję o porzuceniu swojego dotychczasowego twórczego życia, w tym prowadzenia londyńskiego teatru, który zresztą tylko co spłonął podczas inscenizacji "All is True" ("Życie Henryka VIII") i oddaniu się zasłużonej emeryturze oraz zaniedbanej rodzinie.

Reklama

Brzmi jak zapowiedź taniej, obyczajowej historyjki o odbudowywaniu relacji, zaufania, też o wyższości rodziny nad karierą i wszystkiego tego, czym kino popularne lubi przyciągnąć widza do kina. Lekko, łatwo, miło oraz, gdzie trzeba wzruszająco. Oto przepis na filmowy przebój nieroszczący sobie żadnych pretensji. To jednak bardzo złudna interpretacja, tym bardziej, że ów film wyszedł spod ręki samego Kennetha Branagha i dotyczy nikogo innego, tylko samego twórcy "Romea i Julii". A Branagh do Szekspira miał zawsze rękę, pewien osobisty stosunek oraz spojrzenie. Może właśnie dlatego otrzymujemy rzecz w duchu dramatu, aniżeli komedii. Kina psychologicznego, niż tylko rozrywki. I oczywiście próbę przedstawienia wiarygodnej, na ile źródła i wiedza pozwalają, biografii.

"Cała prawda o Szekspirze" w malowniczy, ale też surowy i naturalny sposób pokazuje siedemnastowieczną Anglię, z jej duchowym dominatem, purytańskim pręgierzem, nieustającym zwarciem kościoła protestanckiego z papieskim. W tej rzeczywistości Szekspir wydaje się przerastać swoją epokę. Jawi się jako osoba bardzo nam współczesna, otwarta sercem i rozumem, ale też potrafiąca egzystować w tak radykalnej społeczności, którą stanowi populacja Stratford nad rzeką Avon.

Oczywiście można założyć, że nastroje i myśl obyczajowa, religijna czy społeczna różnią się w stosunku stolicy do prowincji, niemniej jednak to wciąż tylko XVII wiek. I właśnie ten portret poety, pisarza i dramaturga wybija się tutaj na pierwszy plan, a nie rodzinne komplikacje, nie kwestia przedwczesnej śmierci pierworodnego, czy pretensje córek i uczucia żony. Szekspir Branagha to człowiek, którego geniusz wyprzedził czasy, w których żył, ale też ktoś, kto ma w sobie bardzo dużo pokory, wrażliwości i dystansu. Niemała w tym zasługa reżysera, jako odtwórcy tytułowej roli. Obaj, czyli Kenneth Branagh jako reżyser i aktor, skupiają się na człowieczeństwie Szekspira, a nie jego micie.

Film nie kokietuje widza, a jeśli już to tego teatralnego, korzystając z inscenizacyjnych, subtelnych, kładących nacisk na organizację sceny zabiegów. W tym minimalizmie jest metoda. Z jednej strony obserwujemy coś gatunkowo trzymającego się reguł kina biograficznego, z drugiej pozostajemy w atmosferze twórczości samego Szekspira i materii, w której tworzył.

Czy Kenneth Branagh stworzył dzieło na miarę swoich szekspirowskich ekranizacji, jak "Henryk V" czy "Wiele hałasu o nic"? Chyba to jednak inna skala, ale ani warsztatu, ani wyczucia nie można mu odmówić. "Całą prawdę o Szekspirze" warto przyjąć jako swego rodzaju aneks do tego, co sam Branagh poczynił odnośnie twórczości swojego bohatera. Powstał film, który może i nie podbije dużych ekranów, ale nie jest bez wartości, bez swoistego piękna i wyważonego hołdu dla geniusza. Mądre, ciekawe i refleksyjne kino.

7/10

"Cała prawda o Szekspirze" (All Is True), Wielka Brytania 2019, reż. Kenneth Branagh, dystrybutor: UIP, premiera kinowa: 3 maja 2019 roku.


INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy