Najnowszy film Jacquesa Audiarda, twórcy "Proroka" i "Imigrantów", może zaskakiwać. Traktujący wcześniej o problemach współczesnej Europy reżyser osadził akcję swojego najnowszego dzieła w Stanach Zjednoczonych połowy XIX wieku. Na warsztat wziął jeden z klasycznych amerykańskich gatunków: western. Czy zamierzał oddać mu hołd, polemizować z nim lub nakręcić jego modelowy przykład? A może… wszystko na raz?
Rok 1850, Dziki Zachód. Bracia Eli (John C. Reilly) i Charlie (Joaquin Phoenix) Sisters są łowcami nagród, a samo wspomnienie o nich wywołuje strach na twarzach innych rewolwerowców. Ich kolejnym zadaniem jest znalezienie i zabicie Hermanna Kermita Warma (Riz Ahmed), który miał ukraść wartościową rzecz od lokalnego wojskowego (Rutger Hauer). Tropem złodzieja wyrusza także współpracujący z braćmi John Morris (Jake Gyllenhaal). Losy mężczyzn krzyżują się w samym środku gorączki złota.
Audiard w swoim filmie nie cytuje konkretnych filmów ani twórców. "Bracia Sisters" to kolaż wszystkich motywów fabularnych i konwencji, z którymi na przestrzeni lat był kojarzony western. Teoretycznie historia składa się z wątków wielokrotnie eksploatowanych w kolejnych przedstawicielach gatunku na przestrzeni lat - by wymienić tylko łowców nagród kwestionujących swoje zadanie czy gorączkę złota. W swej wymowie dzieło francuskiego reżysera bardziej od klasycznych produkcji przypomina jednak antywesterny z lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku - szczególnie, gdy strzelaniny ustępują miejsca pojedynkowi idealistycznych wizji Warma z ucieleśnianą przez Charlie’ego chciwością.
Motywem dominującym w filmie zdaje się być braterska miłość. Bo chociaż rodzeństwo Sisters kłóci się przy każdej możliwej okazji i różni niemal w każdym aspekcie, to obaj poszliby za sobą w ogień. Charlie wie, jak zranić starszego i wrażliwszego brata - jednak gdy to robi, zaraz przeprasza i jest gotowy ponieść karę za swoje zachowanie. Z kolei Eli odczuwa odrazę wobec poczynań młodszego Sistersa - ale momenty, w których otacza go opieką chwytają za serce. Dynamiczną relację między braćmi świetnie wygrywają aktorzy - szczególnie Reilly, który wciąż pozostaje najbardziej niedocenianym aktorem w Hollywood.
Tytułowi bohaterowie wydają się wyrwani z różnych poetyk gatunku. Charlie reprezentuje western wywodzący się z twórczości Sergio Leone. Brudny i odrażający typ, który nie waha się strzelać do bezbronnych przeciwników, a za dobrze spędzony wieczór uważa suto zakrapiany pobyt w burdelu. Idealnie odnajduje się on w brutalnym świecie przedstawionym. Elementem niepasującym do niego i stanowiącym odwrotność swojego brata jest Eli. Starszy z braci Sisters to kowboj rodem z wyidealizowanych obrazów z Johnem Wayne'em. Twardo trzyma się swojego kodeksu moralnego, z zainteresowaniem przyjmuje najnowsze osiągnięcia cywilizacji (na przykład pastę do zębów), natomiast przedmiotem obdarzonym przez niego czcią jest dana mu przez ukochaną chusta.
Odniesień do długiej historii westernu jest w "Braciach Sisters" jeszcze więcej. Na szczęście ani przez chwilę nie pojawia się poczucie przesytu. Audiard płynnie zmienia tonację, czasem zaskakując sceną nieco bardziej romantyczną lub wybuchem czarnego humoru. Te atrakcje nie wybijają widza z rytmu opowieści. Ostatecznie w swoim hołdzie dla gatunku Francuz radzi sobie o wiele lepiej niż - żeby nie szukać daleko - bracia Coen w swojej "Balladzie o Busterze Scruggsie". I serce krwawi przy doniesieniach o finansowej klęsce "Braci Sisters". Bo film Audiarda w pełni zasługuje, by zobaczył go każdy. Nie tylko fani westernu.
8/10
"Bracia Sisters" [The Sisters Brothers], reż. Jacques Audiard, Francja, Hiszpania, USA, Rumunia 2018, dystrybutor: UIP, premiera kinowa: 22 lutego 2019 roku.