"Bliskość" [recenzja]: Zrobiło się ciasno

Kadr z filmu "Bliskość" /AKPA

Debiutujący reżyser Kantemir Bałagow wybrał sobie twardy orzech do zgryzienia. Po pierwsze opowiada o mrocznej rzeczywistości lat 90., w konwencji określanej przez rosyjskich twórców mianem "czernuchy" . Po drugie akcja rozgrywa się w Kabardo-Bałkarii między I a II wojną czeczeńską; na Kaukazie wrze więc jak w kotle. W te warunki jak kij w mrowisko wkłada rodzinę należącą do żydowskiej społeczności zamieszkującej Nalczyk, prywatnie - rodzinną miejscowość rosyjskiego reżysera.

Młoda żydówka Ilana (Daria Żowner) przywykła chodzić własnymi ścieżkami, skutecznie więc buntuje się przed próbami narzucenia jej tradycyjnych ról. Od pomagania matce w kuchni woli pracę w warsztacie samochodowym ojca. Zamiast w chłopcu należącym do jej "plemienia", zakochuje się w Kabardyjczyku. W dodatku pali, pije i ma własne zdanie. "Kobiety nie powinny się tak zachowywać" - słyszy od jednego z żydów.

Jak na złość życie zaczyna ograniczać wolność niepokornej Ilany. Ukochany brat Dawid i jego narzeczona zostają porwani. Wspólnota żydowska postanawia wspomóc finansowo bliskich uprowadzonej pary, nie udaje się jednak zebrać odpowiedniej kwoty. Rodzice muszą pozyskać środki z innych źródeł, postanawiają więc poświęcić to, co dla Ilany najcenniejsze: sprzedają warsztat samochodowy i oferują wydanie córki za członka żydowskiej społeczności.

Reklama

Na szczególne uznanie zasługuje odtwórczyni głównej roli, debiutująca Daria Żowner. W jej oczach widać mądrość młodego człowieka, który jeszcze nie zdążył obrosnąć w konwenanse, a z szelmowskiego uśmiechu bije pogarda dla hipokryzji i tchórzostwa. Postać Ilany balansuje między instynktem samozachowawczym a skłonnością do autodestrukcji. To jedna z najbardziej interesujących bohaterek kina rosyjskiego ostatnich lat.

Ciekawią również rozwiązania formalne. Nieprzypadkowo film nakręcono w formacie obrazu 4:3. Dosłowne tłumaczenie tytułu brzmiałoby "ciasnota". Klaustrofobiczne kadry sprawiają, że niemalże wchodzimy w głowy bohaterów. Bierzemy udział w scenach tak intymnych, że z zakłopotaniem odwracamy wzrok. W rodzinie Ilany zbyt często padają słowa, które nigdy nie powinny zostać wypowiedziane, a kwestie wymagające szczerej rozmowy zagłusza się szumem suszarki.

W filmie Kantemira Bałagowa gest przytulenia z czułości przeradza się w próbę zniewolenia, miłości nie sposób odróżnić od nienawiści, niemal każda rozmowa staje się szarpaniną, a wiejąca chłodem niebieska kolorystyka zdjęć miesza się z parzącą czerwienią. W tej rzeczywistości nie da się funkcjonować, lepiej więc spalić mosty i zamrozić relacje. I uciekać. W końcu żydowska rodzina i tak wszędzie jest tylko gościem.

Debiut ucznia słynnego rosyjskiego reżysera Aleksandra Sokurowa ma w sobie coś z dramatu Szekspira i traktatu egzystencjalisty. Zadaje pytania o to, czy wolno wymagać bohaterstwa i gdzie swoje granice ma poświęcenie. Zastanawia się również nad rolą tradycji. Czy służy ona umacnianiu więzi, czy raczej budowaniu muru odgradzającego od innych? Te wątpliwości dotyczą również nas i całej Europy, która wyraźnie nie radzi sobie z bliskością.

7/10

"Bliskość" (Tesnota), reż. Kantemir Bałagow, Rosja 2017, dystrybutor: Stowarzyszenie Nowe Horyzonty, premiera kinowa: 9 marca 2018 roku.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy