"Bliscy": Depresyjna komedia [recenzja]

Adam Bobik i Izabela Gwizdak w scenie z filmu "Bliscy" /materiały prasowe

Inteligentny humor, proste, ale zarazem perfekcyjnie skrojone dialogi oraz niebanalne postacie, na których widok odnosi się wrażenie, że skrywane przez nie sekrety nadadzą sens całej historii. W klimat intrygi na tle rodzinnym wprowadza nas w filmie "Bliscy" reżyser Grzegorz Jaroszuk. Ze zręcznością pociąga on za wszystkie sznurki, wodząc bezustannie widza za nos.

Na początku poznajemy Piotra (Adam Bobik) - osobę bardzo tajemniczą, która mieszka samotnie, prowadząc monotonny tryb dnia. Jego wręcz rytualny rozkład obowiązków przerywa niespodziewany telefon od ojca (Olaf Lubaszenko). Rozmowa trwa zaledwie kilka chwil i chociaż tata zapewnia, że nic się nie stało, to synowi coś podpowiada, by pojawić się w dawno nieodwiedzanym domu rodzinnym.

Na miejscu okazuje się, że nie on jeden zaniepokoił się dziwną wymianą zdań z rodzicem. Takie samie odczucia miała jego siostra - Marta (Izabela Gwizdak). W identycznym czasie co Piotr pojawia się pod drzwiami posiadłości. Szósty zmysł nie zawiódł młodych bohaterów. Od głowy rodziny dowiadują się, że matka uciekła z domu. Ta wiadomość mobilizuje ich do wspólnego działania i próby odnalezienia rodzicielki.

Reklama

Połączenie sił w realizacji jednego celu sprawia, że rodzina, która od lat nie miała ze sobą żadnego kontaktu, na nowo poznaje siebie nawzajem. Domownicy starają się dotrzeć do osób z otoczenia matki. Z każdą kolejną rozmową, natłok odkrywczych informacji o kobiecie, momentami zaczyna zakrawać o abstrakcję i absurd. Te doniesienia mącą w głowach młodym bohaterom, przez co zaczynają tracić nadzieję, by ich poszukiwania miały jakikolwiek sens. Błądząc po omacku, żeby całkowicie nie zatracić się w tej sprawie, wieczorami przy rodzinnym stole wracają do radosnych wspomnień. A te retrospekcje wywołują u widza pytanie: Kiedy ci bliscy zdążyli się tak od siebie oddalić?

Reżyser, kierując swoimi postaciami, w artystyczny sposób pokazuje, jaką siłę jednoczenia ma tragedia. "Bliscy" opowiadają przede wszystkim historię ludzi, którzy na przestrzeni lat stali się dla siebie całkowicie obcymi osobami. A jedno wydarzenie sprawiło, że rzucili wszystko, by dowiedzieć się, co skłoniło matkę do ucieczki. Rodzeństwo ani przez chwilę nie kwestionowało słów ojca, nie poddawali w wątpliwość, czy kobieta nie została np. porwana. Uwierzyli mu na słowo, chociaż wcale nie musiał mówić im prawdy.

Twórcy zadbali o to, by detale, składające się na całość intrygi, zostały przekazane w taki sposób, że widz w napięciu oczekuje rozwoju wydarzeń. I przy tym cały czas zastanawia się, czy zdołał przechytrzyć reżysera. I tutaj należą się brawa dla Grzegorza Jaroszuka, bo wybitnie poprowadził postaci, a kolejne wątki zmierzające do punktu kulminacyjnego tylko pokręcają atmosferę towarzyszącą seansowi. W gruncie rzeczy niezwykle smutna historia została zaserwowana z inteligentnym, bo niewymuszonym humorem, który akcentowo wybrzmiewa pomiędzy słowami.

"Bliscy" nie są filmem łatwym. Kadry sprawiają, że nawet na trzecim planie bardziej wymagający widzowie mogą doszukiwać się poszlak. Dzieło Grzegorza Jaroszuka bez wątpienia zapada w pamięć, zmusza do refleksji. Szczególnie podkreśla to pozostawienie otwartego zakończenia, skutkiem czego nasze myśli jeszcze długo po seansie krążą wokół sytuacji, w której znaleźli się główni bohaterowie. Bo jak wiele pytań pojawiło się w trakcie oglądania, tak jeszcze więcej narodziło się po. I to jest w tym wszystkim najlepsze.

7,5/10

"Bliscy", reż. Grzegorz Jaroszuk, Polska 2020, dystrybutor: Kino Świat, premiera kinowa: 19 maja 2023 roku.

Autorka: Aleksandra Góra

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Bliscy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy