Reklama

Biblijny slam poetycki

"Tlen", reż. Iwan Wyrypajew, Rosja 2009, dystrybutor Monolith Films/Nowe Horyzonty, premiera kinowa 5 lutego 2010 roku.

"Głównym bohaterem mojego filmu jest język" - zapowiadał przed polską premierą "Tlenu" Iwan Wyrypajew, tłumacząc publiczności, jak należy oglądać jego film. "Zamiast czytać napisy, skoncentrujcie się raczej na brzmieniu języka" - instruował reżyser. Dlaczego więc po seansie tego filmu w głowie pozostają tylko obrazy? Niechby nawet "Tlen" zrealizowany został w języku aramejskim, jedyne co tak naprawdę liczy się w tym filmie, to żywiołowe, krzykliwe kadry. Jak ognisty kolor włosów bohaterki, granej przez Karolinę Gruszkę.

"Tlen" jest 10 przykazaniami rozpisanymi na 10 utworów muzycznych. Doświadczenie obcowania z tym filmem bardziej przypomina odsłuchiwanie płyty muzycznej, niż oglądanie obrazu kinowego. Trochę jak w przypadku DVD, najpierw na ekranie pojawia się menu, prezentujące tytuły wszystkich 10 utworów (plus dwa bonusy), potem, jak w odtwarzaczu, reżyser prezentuje nam wszystkie kawałki po kolei. Jest więc "Tlen" rodzajem wideoklipowego albumu, zbiorem teledysków, będących wizualną ilustracją każdego z 10 przykazań.

Reklama

Jest też historyjka: Aleksander z małego miasteczka (Aleksiej Filimonow) traci głowę dla poznanej w wielkim mieście rudowłosej Aleksandry (Karolina Gruszka) i zabija swoją żonę (piąte - "Nie zabijaj"). To jest fabularny szkielet, na którym trzyma się spójna stylistycznie - to trzeba przyznać - konstrukcja "Tlenu".

Filimonow i Gruszka grają w filmie podwójne role: "akcja" "Tlenu" rozgrywa się bowiem na dwóch poziomach - z jednej strony mamy historię miłości Saszy z małego miasteczka do rudowłosej Szaszy z dużego miasta, z kolei na meta-płaszczyźnie historię tę w studio nagrań wyrapowują "na żywo" ci sami aktorzy. Nie ma w "Tlenie" dialogów - jest tylko silnie zrytmizowany, obsesyjny słowotok, dekalog w rytmie hip-hopu, biblijny slam poetycki.

Każda piosenka/utwór/kompozycja to autonomiczne dzieło, rodzaj osobnego teledysku (czy to można oglądać w dowolnej kolejności? Wyrypajew nie zachowuje bowiem porządku biblijnego dekalogu). W każdym z nich reżyser bawi się inną konwencją, próbując: romansu, horroru, kina akcji, dokumentu, wideo-dziennika. Zwariowane to jest, kolorowe i wybuchowe. Przyznam, że niezwykle frapujące. I drażniące. Im bliżej końca tego teledyskowego albumu, tym bardziej czułem jednak, że z filmu uchodzi powietrze. Czuć, że rosyjski twórca jest bardziej dramaturgiem, niż reżyserem filmowym. Wpompował w swój film tyle pstrokatych pomysłów, że tytułowy pierwiastek, będący dla Wyrypajewa symbolem wolności, zaczyna się w pewnym momencie pod naporem tego ciśnienia gwałtownie ulatniać. I tak jak bohaterowie filmu w jednej z ostatnich scen łapczywie wypływają na powierzchnię wody, tak i ja z uczuciem ulgi opuściłem po seansie salę kinową. Tyle atrakcji, że głowa boli...

Warto wspomnieć jeszcze o roli Karoliny Gruszki, dla której było to niezwykle trudne wyzwanie aktorskie. Wyobrażacie sobie, że Xawery Żuławski bierze do roli w "Wojnie polsko-ruskiej" zagranicznego aktora (powiedzmy - Jiriego Machaczka)? Gruszka nie tylko wygląda (zresztą świetnie), ale przede wszystkim (pamiętamy, że - jak chce reżyser - bohaterem filmu jest język) recytuje. W języku rosyjskim. Słychać polski akcent - to oczywiste. Ale jest tak autentyczna, że uwierzylibyśmy jej nawet wtedy, gdyby musiała recytować Puszkina.

6/10

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: gruszka | tlen | Iwan | Iwan Wyrypajew
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy