"Biały Kieł" [recenzja]: Dzikość ujarzmiona

Kadr z filmu "Biały Kieł" /materiały prasowe

Zawieszony pomiędzy brutalnością i emocjonalną surowością powieści Jacka Londona a ugrzecznioną konwencją kina familijnego "Biały Kieł" Alexandre'a Espigaresa korzysta z możliwości obu światów, nie wykorzystując jednocześnie w pełni potencjału żadnego z nich.

To nie jest film pytań i refleksji, jeśli takowych się spodziewacie. To film emocji i wzruszeń. Łatwiejszych bądź trudniejszych, bowiem tytułowy wilczur zostaje między innymi wystawiany do nielegalnych walk z psami na krew i kły, ale mimo wszystko nakierowany na poruszanie serc, nie umysłów.

Espirages pokazuje problemy rdzennych mieszkańców Stanów Zjednoczonych z białymi uzurpatorami, ale nie zagłębia się w temat. Wpisuje w fabułę różne przykłady ludzkiej nikczemności, jak choćby zarabianie pieniędzy na cierpieniu rzucających się sobie do gardeł zwierząt, lecz nie interesuje się skutkami i przyczynami takiego zachowania. Wprowadza dobre i złe ludzkie postaci, wliczając w to kolejnych właścicieli Białego Kła, którzy próbują go w taki czy inny sposób "udomowić", jednakże są one potrzebne wyłącznie do podkreślenia kolejnych przemian w tytułowym wilku. To co mówią i robią jest obliczone na konkretny efekt.

Reklama

Do pewnego stopnia tak było też w powieści Londona, który przyjął perspektywę czworonożnego bohatera, nierozumiejącego "cywilizowanego" świata ludzi i ich krwawych wypaczeń, żeby odmalować rzeczywistość w innych niż zazwyczaj barwach. Ale w książce czuć było również ujarzmianą stopniowo dzikość serca Białego Kła, jak i ducha końca XIX wieku, kiedy rozgrywa się akcja tej historii. Degrengoladę moralną, podniecenie wynikające z gorączki złota w forcie Jukon, brutalne prawo silniejszego, które w świecie natury pozwala jednym zostawać przywódcami, a innych skazuje na bycie podwładnymi.

U Espiragesa, który jest dość wierny narracji Londona (największe zmiany pojawiają się w końcówce), to wszystko przewija się na ekranie, ale jest powierzchowne. Tak jak przepiękne malarskie kadry, które wielu widzom zapewnią wspaniałe doznania estetyczne, ale jeśli przyjrzeć im się bliżej, nie funkcjonują do końca w połączeniu z fabułą i treścią filmu. Istnieją przede wszystkim po to, żeby je podziwiać.

Nie powinno to dziwić, gdyż debiutujący w pełnym metrażu reżyser Espirages w 2014 roku dostał Oscara za nietypowego wizualnie krótkometrażowego "Pana Hublota", a wcześniej pracował jako animator przy popularnych bajkach, w rodzaju "Happy Feet: Tupot małych stóp 2" czy "Wyprawa na Księżyc 3D". W "Białym Kle" wyciąga z powieści Londona to, co odpowiada jego wizji, po czym całą resztę - w tym wynikającą z czasów i dawnych warunków życia przemoc - spycha na daleki drugi plan. Albo ukazuje taktownie poza kadrem, dorzucając garść sugestywnych dźwięków. Nie rezygnuje zupełnie z trudniejszych aspektów prozy Londona, zagrywa nimi od czasu do czasu, żeby zaznaczyć, że to nie jest kolejna prosta bajeczka dla grzecznych dzieci. Ale jednocześnie woli być familijnym estetą, co podkreśla jeszcze dodatkowo piękna, inspirująca i bardzo narzucająca się widzowi muzyka autorstwa Bruno Coulaisa.

Trudno wprawdzie wymagać od animowanej produkcji skierowanej do młodszego (ale nie najmłodszego) widza, by zgłębiała tak trudne zagadnienia, ale więcej londonowskiej dzikości miał w sobie aktorski film Randala Kleisera z 1991 roku z młodym Ethanem Hawke'em, który bardzo luźno potraktował literackiego "Białego Kła". Z drugiej strony Espirages jest odważniejszym reżyserem, bowiem pozwala sobie na długie fragmenty pozbawione dialogów, opowiadane wyłącznie obrazem i dźwiękiem. A to jest z jednej strony bliższe prozie Londona, a z drugiej w dobie komputerowych animacji nastawionych na słowa i wyjaśnienia może odstraszyć część widzów poszukujących typowej rozrywki. Animowana ekranizacja "Białego Kła" z 2018 roku jest więc rozdarta pomiędzy możliwościami oryginału a dotarciem do założonej z góry widowni, którą chce zauroczyć i zabawić, a przez pozostaje ostatecznie niespełniona.

Co nie oznacza, że "Biały Kieł" jest produkcją złą czy słabą, wręcz przeciwnie - film Espiragesa ma na tyle atrakcji i interesujących rozwiązań, by rozkochać w sobie niejednego widza. Lepiej po prostu kupować bilet z pełną świadomością tego, co oczekuje na widza w ciemnej sali kinowej.

6/10

"Biały Kieł" (Croc-Blanc), reż. Alexandre Espigares, USA, Luksemburg, Francja 2018, dystrybutor: Kino Świat, premiera kinowa: 7 września 2018 roku.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Biały Kieł
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy