Reklama

Będzie pan zadowolony, pani także

"Yes-Meni naprawiają świat", reż. Andy Bichlbaum, Kurt Engfehr, Mike Bonanno, Francja 2008, Against Gravity, premiera kinowa 20 listopada 2009 roku.

Prawdopodobnie wychodząc z tego seansu będziecie w najlepszym nastroju od miesięcy. Dwóch najpozytywniejszych wariatów współczesnego kina dokumentalnego na waszych oczach i w waszym imieniu ośmieszy reprezentantów szacownych międzynarodowych organizacji i żerujących na przeciętnych Kowalskich korporacji.

Ten tandem to Andy Bichlbaum i Mike Bonanno. Zakładają fałszywe strony internetowe organizacji, które mają coś na sumieniu, wbijają się w garnitury i jako ich reprezentanci jeżdżą na przeróżne konferencje, prezentując tam swoje kontrowersyjne pomysły na tytułową naprawę świata.

Reklama

Mają a to sposób na rozwiązanie głodu w Afryce (recycling kanapek z McDonalds'a), to znów kombinezon chroniący przed wszystkimi kataklizmami z wybuchem bomby atomowej włącznie. Ba, wiedzą nawet, jak uspokoić panikę wynikającą z kończących się w dramatycznym tempie zasobów energii... Powinniśmy po prostu zacząć produkować paliwo z ludzkiego mięsa. Wszak ludzi na ziemi nieprędko zabraknie...

Na te mrożące niekiedy krew w żyłach absurdy szacowna publiczność prawie nigdy się nie obrusza, wręcz przeciwnie. W pomysłach Yes-Menów z marszu upatruje szansę na zarobienie milionów. Jeszcze większą przyjemność niż oglądanie "Yes-Menów..." mogłoby wam sprawić chyba tylko oglądanie min tych imbecyli, gdy dowiadują się, że przez cały czas byli filmowani.

Fakt - "Yes-meni" posługują się gatunkiem szemranym - udawanym dokumentem czyli mocumentary, któremu złą sławę zrobił w szczególności Sacha Baron Cohen, swoimi filmami o Boracie. Oni wkręcają jednak ludzi nie tylko dla autopromocji, ale dla konkretnych celów, które - jak się okazuję w "Yes-meni naprawiają świat" - tymi z pozoru tylko jałowymi żartami udaje im się osiągnąć.

Akcje giełdowe zaatakowanej przez nich korporacji Dow Chemical (odpowiedzialnej za mającą miejsce przed dwudziestu laty masakrę w indyjskim Bhopalu) po ich interwencji spadają na łeb na szyję, ofiary, które przez lata straciły nadzieję na rekompensaty nabrały znów woli walki. Walecznie nastrajają Yes-Meni zresztą też nas samych. No bo powiedzcie, czy nie zaświerzbiłaby was ręka, gdybyście zobaczyli jak po ich wykładzie o tym, jak policzyć ilość ofiar śmiertelnych w czasie wdrażania nowych technologii, jakiś amerykański biznesmen podchodzi do jednego z nich i przyznaje się, że na śmierci pracowników jest przygotowany, ale byłoby genialnie, gdyby udało się tę liczbę zminimalizować... No nie zaświerzbiłaby?

Mam nadzieję, że po premierze tego filmu w USA ilość miejsc pracy w firmie tego jegomościa została zredukowana. O jego osobę.

7/10

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: świat | Andy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy