Reklama

Archaiczne kino familijne

"Ramona i Beezus", reż. Elizabeth Allen, USA 2010, dystrybutor: Imperial-Cinepix, premiera kinowa: 17 grudnia 2010

Elizabeth Allen postanowiła nie podlizywać się dzieciom wychowanym na literaturze J.K. Rowling i trójwymiarowych superprodukcjach. "Ramona i Beezus" to konwencjonalne kino familijne, pozbawione wizualnych fajerwerków i puszczania oczka do dorosłego widza.

Pierwsze książki o siostrach Quimby zostały napisane przez Beverly Cleary już ponad pół wieku temu. Przez kolejne dekady na księgarnianych półkach pojawiały się kolejne tomy popularnej serii, na której wychowało się kilka pokoleń młodych Amerykanów. Dziwi, że dopiero teraz hollywoodzcy filmowcy wzięli na warsztat literaturę familijną pióra Cleary, gdyż ta współczesnemu czytelnikowi może wydać się już odrobinę staroświecka.

Reklama

Ramona to pełna energii i odrobinę zakręcona uczennica szkoły podstawowej. Jak wiele dzieciaków w jej wieku, żyje we własnym świecie, bujając w obłokach i wymyślając dziwaczne zabawy. Jej siostra Beezus to urocza licealistka - ma same piątki i marzy o przystojnym chłopaku ze szkoły. Rodzice? Zakochani po uszy piękni czterdziestoletni, spędzający czas z dziećmi, tolerancyjni, z poczuciem humoru - perfekcyjni do skrętu żołądka! Sielanka, przerywana od czasu do czasu nieznośnymi psotami Ramony, kończy się definitywnie, kiedy ojciec traci pracę. Co teraz? Czy rodzinka straci swój ukochany dom, czy może, jak przewiduje koleżanka Ramony, teraz rodzice zaczną się kłócić i czeka ich rozwód?

O ile radośnie zakręcone życie Ramony jest miejscami zabawnie i interesująco sportretowane (co jest w dużej mierze zasługą rewelacyjnej, cudownie uroczej Joey King), to wszystko rozłazi się na drugim planie. Beezus to nastolatka wyciągnięta z amerykańskich seriali telewizyjnych lat osiemdziesiątych - atrakcyjna kujonka, perfekcyjnie wychowana, marząca nieśmiało o "tym jedynym", a zgrzeszyć może co najwyżej przekleństwem w rodzaju "motyla noga". Jakiś absolutny Matrix! Rodzice to model z lat pięćdziesiątych: ona rodzi dzieci, on zarabia pieniądze, a priorytetem jest rozbudowa pięknego domku na przedmieściach. Mają przyklejony do twarzy uśmiech z reklamy pasty do zębów, nawet gdy na koncie debet.

Fabuła filmu jest prościutka i starczyłaby na dwudziestominutowy odcinek serialu familijnego w rodzaju "Pełnej chaty". Allen mnoży wątki poboczne (na przykład przygody miłosne ciotki), gdyż zdaje sobie sprawę, że jakoś trzeba widza przytrzymać w kinie przez półtorej godziny. Niestety narracja prowadzona jest zupełnie bez polotu, niemiłosiernie powoli, niczym w polskiej telenoweli. Niektóre sceny są zbyt długie, jakby celowo rozciągnięte w czasie...

Rozumiem intencje Allen - chciała nakręcić film nieco klasyczny, przeznaczony dla całej rodziny, pełen wartości i ciepła. Za to ukłony. Jednak jeśli podaje się kino familijne w formie, która nie odbiega poziomem od żałosnych produkcji telewizyjnych z ubiegłych dekad, z góry jest się skazanym na porażkę. "Ramona i Beezus" to kino archaiczne pod względem konstrukcji postaci (poza Ramoną), tempa opowiadania historii i dynamiki przekazu.

4/10


Nie wiesz, w którym kinie możesz obejrzeć film "Ramona i Beezus"? Sprawdź repertuar kin w swoim mieście!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: USA
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy