Reklama

​"Ant-Man" [recenzja]: Przebieraniec

Chcąc urozmaicić swoją coraz bardziej monotonną serię, Marvel zaczął wypuszczać tytuły, które w pewnym stopniu zrywają z superbohaterskim patosem, które są prześmiewcze i ekstrawaganckie ponad przyjętą normę. Takim filmem byli wspaniali "Strażnicy Galaktyki" Jamesa Gunna. Takim filmem próbuje być też "Ant-Man" Peytona Reeda.

Chcąc urozmaicić swoją coraz bardziej monotonną serię, Marvel zaczął wypuszczać tytuły, które w pewnym stopniu zrywają z superbohaterskim patosem, które są prześmiewcze i ekstrawaganckie ponad przyjętą normę. Takim filmem byli wspaniali "Strażnicy Galaktyki" Jamesa Gunna. Takim filmem próbuje być też "Ant-Man" Peytona Reeda.
Kadr z filmu "Ant-Man" /materiały prasowe

Kampowa tonacja wydaje się w tym wypadku najbardziej rozsądnym i bezpiecznym wyborem. Trudno byłoby całkowicie na poważnie opowiedzieć o człowieku, który dzięki specjalnemu kostiumowi kurczy się do malutkich rozmiarów i atakuje swoich przeciwników niczym uporczywy i niezwykle silny insekt. Ant-Manów jest tutaj dwóch: stary i młody, mistrz i uczeń. Tym pierwszym jest Hank Pym (Michael Douglas), wynalazca i weteran zimnej wojny. Natomiast tym drugim - Scott Lang (Paul Rudd), włamywacz o złotym sercu, człowiek mający odpowiednie kwalifikacje do kontynuowania mrówczej krucjaty.

Ta historia ma drugie emocjonalne dno. Pyma i Langa łączy nie tylko misja, ale i podobne doświadczenia: obaj stracili dobry kontakt z córkami, obaj próbują odzyskać go w dość pokrętny sposób. Układ ten uzupełnia Darren Cross (Corey Stoll), poprzedni wychowanek genialnego naukowca, jego przyszywany i wyrodny syn, który próbuje mu za wszelką cenę dorównać, tj. na własną rękę znaleźć sposób na pomniejszanie ludzi. Kiedy odkrywa, że spadkobiercą Pyma został Lang, gniew i zazdrość kieruje w jego stronę. Jakby to skomplikowanie nie brzmiało, wszystkie poważniejsze sceny są zarzynane przez wszechobecną i nieznośną ironię, przez sztubackie puenty i aktorskie wygłupy. Hej, przecież chodzi o dobrą zabawę, nie pamiętacie?

Reklama

Rzeczywiście, twórcy robią wszystko, aby zabawa była szampańska i niezwykła. Jako że Lang jest włamywaczem, superbohaterska konwencja zostaje wzbogacana o motywy typowe dla tzw. heist movies - stając się Człowiekiem-Mrówką, mężczyzna zyskuje umiejętność wciskania się w najmniejsze szczeliny i docierania do niedostępnych miejsc. Trudno jednak mówić o rewolucji. Tak jak w "Kapitanie Ameryce: Zimowym żołnierzu" braci Russo elementy thrillera spiskowego były tylko powierzchownymi ozdobnikami, tak w "Ant-Manie" heist movie ogranicza się do kilku scen i klisz. Historia Langa biegnie znanym torem: od pierwszych, komicznych prób okiełznania nowej mocy, przez dramatyczny chrzest bojowy, po finałowy triumf, będący zapowiedzią kolejnych, jeszcze większych triumfów.

Najbardziej dziwacznym składnikiem widowiska mają być momenty, w których Lang zmniejsza się i pędzi przez gigantyczny świat, pośród próbujących rozdeptać go butów, gargantuicznych mrówek i kul pistoletowych o rozmiarach samochodu. Owszem, kilka scen ma przyjemnie surrealistyczny sznyt - szczególnie pojedynek na rozpędzonej zabawkowej lokomotywie - ale Reedowi brakuje wyobraźni, energii i i dezynwoltury, cech, które pozwoliłyby mu stworzyć coś naprawdę oryginalnego i szalonego. "Ant-Man" okazuje się zaledwie przebierańcem: starym nudziarzem, który próbuje przekonać wszystkich, że wyluzował i odleciał.

5/10

"Ant-Man", reż. Peyton Ree, USA 2015, dystrybutor: Disney, premiera kinowa: 17 lipca 2015 roku.


INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Ant-Man
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama