Reklama

Afrykańska śpiączka

"Sen o Afryce", reż Ulrich Köhler, Niemcy, Francja 2001, dystrybutor: AP Manana, premiera kinowa: 13 sierpnia 2011

Trzeci film w dorobku Ulricha Köhlera pod tytułem "Sen o Afryce" został nagrodzony na tegorocznym festiwalu w Berlinie Srebrnym Niedźwiedziem za najlepszą reżyserię. Autor należy do tzw. "Berlińczyków" - nurtu w niemieckiej kinematografii, który przede wszystkim preferuje obserwacje i śledzenie rzeczywistości praktycznie bez artystycznej interwencji.

W swoim najnowszym filmie Köhler powraca do czasu swojego dzieciństwa, które wraz z rodzicami spędził w Zairze (dzisiejsze Kongo). Jako syn pracowników organizacji pomocowych w Afryce wychowywał się poza europejską tradycją. Powrót do Niemiec wspomina jako dość traumatyczne przeżycie, które stało się jednym z tematów "Snu o Afryce".

Reklama

Zgodnie ze słowami reżysera, jego film "nie opowiada o Czarnym Kontynencie". To film o Europejczykach w Afryce, film o Europie. Polski tytuł filmu całkowicie odbiega od tytułów zagranicznych, zamazując w pewnym sensie przesłanie filmu. "Schlafkrankheit", czy "Sleeping Sickness" to nazwa śpiączki afrykańskiej, na którą chorują pacjenci głównego bohatera. Równocześnie choroba symbolizuje szaleństwo i przywiązanie białego człowieka do miejsca, w którym nigdy nie będzie się czuł inaczej niż obcy i w którym zawsze będzie borykał się z przekonaniem o "swojej wyższości".

Ebbo Velten, niemiecki lekarz walczący z epidemią śpiączki afrykańskiej, po kilkunastu latach pracy postanawia wrócić z żoną do ojczyzny. Jego misja zakończyła się prawdopodobnie sukcesem, choć jak sugerują inni lekarze, statystyki niejednokrotnie wprowadzają w błąd, a epidemia została jedynie uśpiona. Kontakt Ebbo z nastoletnią córką to pasmo udręki i niezrozumienia, a żona - mimo oddania - już naprawdę chce wrócić do Europy, gdzie może nie ma dzikich wodospadów ale na pewno jest bezpieczniej niż w dżungli. Ebbo żegna się z rodziną. Zostaje na kilka dni dłużej, żeby zamknąć ostatnie sprawy. Podejrzany francuski plantator Gaspard, który traktuje Afrykę jak ogromne latyfundium dla Europejczyków, przekonuje usilnie lekarza, żeby został w tym tropikalnym raju. Nigdzie bowiem nie ma takich warunków do robienia interesów i tak pięknych oraz usłużnych kobiet.

Z drugiej strony mamy młodego lekarza Aleksa Nzila, który urodził się na kontynencie afrykańskim, a następnie jego rodzina wyemigrowała do Francji, gdzie zdobył wykształcenie i został lekarzem WHO. W Europie nadal czuje się obco, przede wszystkim ze względu na kolor skóry. Nadal mimo wykształcenia jest narażony na niewybredne żarty dotyczące męskiego przyrodzenia Afroamerykanów. Kiedy zostaje wysłany w podróż do Afryki w celu zdania raportu z działania programów antyepidemiologicznych, przeżywa szok. Jego nastawienie do całego "biznesu" organizacji pomocowych dla tzw. krajów trzeciego świata zmienia się o 180 stopni.

W filmie Köhlera rzeczywiście mamy do czynienia z próbą zdiagnozowania i opisania kondycji białego człowieka w Afryce. Jednocześnie reżyser stara się wypunktować obcość ludzi o różnym kolorze skóry także w miejscu, które rzekomo powinno witać przybysza z otwartymi ramionami. Jednak inność, kolor skóry, wieczny brak przystosowania się do rzeczywistości to tylko punkt wyjścia do szerszej dyskusji na temat działalności białego człowieka i jego organizacji na terenie Afryki. Köhler dzielnie śledzi różne sposoby oddziaływania, wydawania pieniędzy; konflikty i zależności na które narażenie są "przyjmujący pomoc".

W filmie Köhlera próżno szukać podziału na dobrych i złych; tych, których zmusiła sytuacja i tych, którzy od początku nie kryli swoich złych zamiarów. Podobnie jak nie na miejscu byłyby porównania do "Jądra ciemności" Conrada, bo w "Śnie o Afryce" liczy się przede wszystkim to, że nie tylko "biały" człowiek obserwuje Afrykę.

"Sleeping Sickness" nie jest bynajmniej filmowym arcydziełem wymykającym się utartym kliszom spod znaku: jak pokazywać "czarny ląd". Jednak w porównaniu do np. "W lepszym świecie" Susanne Bier, gdzie wspomniany wyżej kontynent służy jedynie jako wizualizacji "dzikości" i "braku europejskiej moralności" Köhler stara się choć odrobinę ustrzec przed stereotypizacją i uproszczeniami, co już jest godne docenienia.

7/10


Ciekawi Cię, co jeszcze w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy