"9 życie Louisa Draxa" [recenzja]: Dziecko w czasie

Kadr z filmu "9 życie Louisa Draxa" /materiały prasowe

Alexandre Aja - jeden z mistrzów współczesnego horroru, specjalista od inscenizowania scen sadyzmu i rzezi - nie chce już być sobą. Po eklektycznych "Rogach" wraca z "9 życiem Luisa Draxa", w którym jeszcze bardziej oddala się od kina grozy. Chociaż zwykło się traktować takie poszukiwania jako coś pozytywnego, to w wypadku francuskiego reżysera można mówić jedynie o schodzeniu na manowce.

Podobnie jak "Rogi", ta adaptacja powieści Liz Jensen łączy w sobie różne konwencje, w tym baśń, kryminał i melodramat. Film rozpoczyna się w momencie, gdy młody Louis (Aiden Longworth), od urodzenia dręczony przez nieprawdopodobnego wręcz pecha, trafia do szpitala w stanie śpiączki, spowodowanej upadkiem z urwiska do wody. Obdarzony rozbuchaną fantazją, śni na nowo swoje krótkie, ale intensywne życie. Tymczasem dorośli mają ręce pełne roboty. Opiekujący się chłopcem lekarz (Jamie Dornan) romansuje z jego fotogenicznie zapłakaną matką (Sarah Gadon), a policja poszukuje jego ojca (Aaron Paul). To prawdopodobnie właśnie on ponosi odpowiedzialność za wypadek biednego Louisa.

Reklama

Akcja "9 życia Louisa Draxa", rozpięta między różnymi planami czasowymi i poziomami rzeczywistości, toczy się bardzo powoli. Śledzimy luźno połączone epizody, czekając, aż wreszcie zaczną się ze sobą zazębiać i tworzyć wyraźny wzór. Dochodzi do tego zdecydowanie zbyt późno, przez co większość filmu wydaje się jałowa i zwyczajnie nudna. Inną kwestią jest to, że rozwiązanie nie wynagradza cierpliwości. Finałowa przewrotka jest zaskakująca w dość mechaniczny sposób. Ponadto nie towarzyszy jej żaden większy skok emocjonalnej temperatury, szok błyskawicznie tonie w powodzi tanich wzruszeń.

Za negatywne wrażenie w znaczącym stopniu odpowiada to, że Aja jest zainteresowany nie tyle opowiadaniem historii, co eksperymentowaniem z różnymi stylami. Niestety, większość z nich jest obca jego wrażliwości. Sceny wizyjne, mimo że odbiegają poziomem od tych, które można zobaczyć w podobnym "Labiryncie fauna" Guillermo del Toro, są zdecydowanie najlepszymi momentami filmu, odznaczają się bowiem inwencją i balansem między mrokiem a cudownością. Znacznie gorsze są przywodzące na myśl dziesiątki komedii familijnych fragmenty, w których Louis w równocześnie dziecinny i rezolutny sposób komentuje swoje życie. Z kolei romantyczna warstwa prezentuje się naprawdę katastrofalnie, razi w niej tandetne przestylizowanie, które odbiera poszczególnym wydarzeniom jakąkolwiek wiarygodność.

Film jest też nierówny pod względem aktorskim. Longworth wyróżnia się energią i wyczuciem, a Gadon jakimś cudem nadaje intensywności swojej sztampowej postaci. Paul nie radzi sobie już tak dobrze, powtarza tylko zestaw chwytów z poprzednich ról. Osobnym zagadaniem jest Dornan. Ten zdolny aktor, przekonujący jako zboczeniec w serialu "Upadek", tutaj gra, jakby był pod wpływem ciężkich i źle dobranych psychotropów. Co chwilę wybałusza oczy, otwiera szeroko usta i zastyga z wielkim znakiem zapytania na twarzy. Jest w karykaturalny sposób oszołomiony i zagubiony. Kiedy patrzy się, jak brnie przez nieumiejętnie poprowadzoną intrygę, można zacząć podejrzewać, że tak samo jak on zachowywał się na planie Aja.

4/10

"9 życie Louisa Draxa", reż. Alexandre Aj, Wielka Brytania, USA, Kanada 2016, dystrybutor: Sonovision, premiera kinowa: 18 listopada 2016 roku.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama