Reklama

"9": Takiej animacji jeszcze nie było

"9", reż. Shane Acker, USA 2009, Monolith Films, premiera 18 września 2009 roku.

Numerologia zakłada, że cyfra przyporządkowana danej osobie, wynikająca z jej daty urodzenia, numeru telefonu, a pewnie i rozmiaru buta, ma związek z jej losem i wpływa na jej przyszłość. I tak "jedynki" dysponują cechami przywódczymi, wiec powinny rządzić, "dwójki" to kierujący się uczuciami wrażliwcy, którym bliska jest sztuka, ...

Oglądając animowany film "9" spod ręki Shane'a Ackera można stwierdzić, że reżyserowi bliskie jest podobne myślenie, a postaciom, którymi są w jego obrazie szmaciane laleczki, podporządkował numery właśnie według takiego klucza.

Reklama

Na plan pierwszy wybija się w jego animacji tytułowa Dziewiątka (według numerologii jednostka opierająca swoje działanie na bezinteresownej miłości, niezwykle uczuciowa, pełna pasji, opiekuńcza, lojalna i zdolna do poświęceń), której proces powstania obserwujemy w pierwszych scenach filmu. Jej kreatorem jest naukowiec, który z precyzją w dłoniach i pasją w sercu nadaje jej ostateczny kształt. Podobnie czynił zresztą już osiem razy, za każdym razem starając się ulepszyć nieco swoje dzieło.

Ten uczony wynalazca jest jednym z ostatnich przedstawicieli gatunku ludzkiego na Ziemi. Rzeczywistość, w której rozgrywa się akcja jest bowiem apokaliptyczną wizją przyszłości, w której ludzie zostali zdziesiątkowani przez maszyny.

Teraz mordercze roboty czyhać będą także na życie Dziewiątki, która po śmierci swojego stwórcy, wraz z pozostałymi ośmioma kukiełkami, stanowić będzie ostatnią nadzieję na uratowanie naszej planety...

To, co robi największe wrażenie w filmie Ackera, to wspaniała wizja zniszczonego po wojnie świata. W pełnometrażowej animacji amerykańskiej nie było dotąd tak posępnej, plastycznej i przemawiającej do zmysłów widza kreacji. Co ciekawe powstawała ona w głowie reżysera stopniowo. Już ponad 4 lata temu stworzył krótkometrażówkę, nominowaną zresztą do Oscara, której "9" jest rozwinięciem.

Wsparty pieniędzmi, a jednocześnie artystyczną opieką Tima Burtona, który był zachwycony krótkim metrażem Ackera i rosyjskiego wizjonera Timura Bekmambetowa ("Straż nocna", "Wanted: Ścigani"), mógł rozwinąć swoją wyobraźnię i pogłębić własną wizję.

Problem w tym, że po drodze okazało się, że to właśnie krótkometrażowe "9" było filmem kompletnym. Rozszerzenie go do pełnego metrażu przyczyniło się tylko do "pogłębienia" początkowego konceptu o nachalny mistyczny i teologiczny banał.

To mniej więcej tak, tak jakby Bagiński postanowił nakręcić pełnometrażową "Katedrę".

Animacja Ackera zaczyna wręcz w pewnym momencie graniczyć z kiczem, a co bardzie żarliwi katolicy mogą zarzucić reżyserowi bluźnierstwo.

Owa naiwność i nierzadkie intelektualne niedostatki nie powinny jednak przykryć obrazu całości. "9" to zgodnie z tym, co mówią producenci filmu, animacja jakiej jeszcze nie było. Świetnie nakreśleni "nietypowi" bohaterowie, spośród których wybija się ten najważniejszy, momentami ironiczny, nieco czarny, humor, bajkowe elementy, ubrane w całkiem "dorosły" kostium, to wszystko znaki wyróżniające kino Tima Burtona, którego pozytywny wpływ na kształt "9" jest jak najbardziej zauważalny. Widać też echa twórczości drugiego z producentów filmu, czyli Bekmambetowa. Wciągająca fabuła z niespodziewanymi zwrotami akcji i przerażające wizje apokaliptycznego świata, to częściowo jego zasługa.

Podsumowując, "9" to bardzo przyzwoite kino animowane, które w naszym kraju kojarzone dotąd było wyłącznie z zielonymi ogrami i tańczącymi pingwinami, którego forma dominuje niestety nad treścią. Wzorując się na filmach, takich jak "Matrix" czy "Terminator" Acker zagubił nieco styl, który decydował o sile jego krótkiego metrażu.

4,5/10

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: 18+ | +18 | USA | Tim Burton
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy