"360. Połączeni": Kostki domina
"360. Połączeni" to nowoczesna i stylowa panorama związków międzyludzkich, które składają się na wyrazisty, pełen napięcia i autentycznych wzruszeń obraz miłości w XXI wieku
"360. Połączeni" Fernando Meirellesa ("Miasto boga") to film, którego cały koncept zawiera się już w oryginalnym tytule i dodanym przez polskiego dystrybutora podtytule: akcja zatacza tu pełne koło (czyli 360 stopni), aby udowodnić widzom, że wszystkich ludzi na Ziemi łączy sieć zależności. Po drodze oglądamy slajdy z kolejnych miast - Wiednia, Paryża, Londynu i znów Wiednia - oraz epizody znanych i lubianych aktorów: Jude'a Lawa, Rachel Weisz i Anthony'ego Hopkinsa.
To chyba nie przypadek, że wizję świata, w którym każde zdarzenie i każdego człowieka łączą niewidzialne nici, próbują sprzedać nam przede wszystkim dzieła grafomańskie i hochsztaplerskie. Przykłady? Krzysztof Kieślowski w kultowym pośród egzaltowanych licealistek "Podwójnym życiu Weroniki" opowiadał o przekraczającym granice państw braterstwie dusz. Alejandro González Ińárritu w równie rozdętym, co pustym "Babel" próbował prześledzić wywołany przez jedno zdarzenie "efekt motyla". Rodzeństwo Wachowskich w epicko złym "Atlasie chmur" kreśliło new age'ową łże-historiozofię, zakładającą, że kolejne wydarzenia niezmiennie pchają ludzkość w stronę nowych, ekscytujących horyzontów.
"360. Połączeni" wypadają na tym tle i tak dość skromnie. Są oczywiście usilnie uniwersalistyczni - dostajemy w nich przekrój społeczny (od dziwki, przez pielęgniarkę, po pracownika korporacji) i tematyczny (od miłości, przez ekonomię, po śmierć) - ale Meirelles rzadko staje na ambonie. Nie dotyka metafizyki, nie bawi się też w proroka. Ogranicza się tylko do wygłaszanych zza kadru truizmów o konieczności podejmowania wyborów. Wobec tego film jawi się przede wszystkim jako narracyjne ćwiczenie, mające bez większego filozofowania potwierdzić założoną wcześniej tezę.
Pod tym względem "360. Połączeni" wypadają dość zgrabnie. Brak tu scenariopisarskiego hokus-pokus; następujące po sobie epizody gładko z siebie wynikają, zachowując złoty środek między chaosem codziennego życia a cudownymi zbiegami okoliczności. Mimo mnogości historii większość anegdot skonstruowano tak, że można w pełni odczuć ich emocjonalny ciężar. Postacie są na tyle wyraziście nakreślone i zagrane, że zaledwie kilkanaście minut obecności na ekranie starczy, aby ich zrozumieć i polubić.
Seansowi towarzyszy jednak poczucie błahości i niepotrzebności całego filmu. Samolot raz po raz odrywa się od pasa startowego, zabierając bohaterów i widzów do nowych miejsc na globusie, a w głowie narasta świadomość, że ta podróż nigdzie nie prowadzi; że kolejne wątki nie ułożą się w żadną imponującą mozaikę. Tylko raz udaje się w Meirellesowi wykrzesać z całego konceptu trochę prawdziwych iskier - w równocześnie ironicznej, przygnębiającej i trzymającej w napięciu scenie, kiedy zresocjalizowany gwałciciel jest usilnie podrywany przez osamotnioną kobietę - ale później znów wraca do ładnie opakowanych banałów. W finale koło się zamyka, na ziemię upada ostatnia kostka domina i po wszystkim zostaje pustka.
4/10
---------------------------------------------------------------------------------------
"360. Połączeni", reż. Fernando Meirelles, Brazylia, Francja, Wielka Brytania, Austria 2011, dystrybutor: Kino Świat, premiera kinowa: 26 grudnia 2012
---------------------------------------------------------------------------------------
Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!
Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!