Damian Kocur triumfuje w Wenecji. Kim jest reżyser filmu "Chleb i sól"?
Zrealizowany w Studio Munka Stowarzyszenia Filmowców Polskich "Chleb i sól" Damiana Kocura zdobył Nagrodę Specjalną Jury w konkursie Orizzonti 79. Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Wenecji. Osadzona na polskiej prowincji opowieść o rodzeniu się przemocy została doceniona przez międzynarodowe jury pod przewodnictwem hiszpańskiej reżyserki Isabel Coixet. Zdaniem krytyków debiut polskiego reżysera to przenikliwe i dojrzałe kino.
Odbierają nagrodę, wyraźnie zaskoczony Damian Kocur podziękował ze sceny producentowi filmu "Chleb i sól" Studiu Munka SFP i jego dyrektorowi artystycznemu Jerzemu Kapuścińskiemu oraz odtwórcom głównych ról - Tymoteuszowi i Jackowi Biesom, w towarzystwie których po uroczystej piątkowej premierze otrzymał owację na stojąco.
"Tymek i Jacek to moi znajomi. Wychowaliśmy się praktycznie w tych samych miastach. Myśląc o filmie, doszedłem do wniosku, że byliby ciekawymi, nieoczywistymi bohaterami w kontekście tego środowiska i historii. Podobnie jak inne osoby grające w 'Chlebie i soli', nie mają wykształcenia aktorskiego. Nie dostali do ręki scenariusza, nie było długich rozmów o postaciach, interpretacji, jak zwykło pracować się na planie filmowym albo w teatrze. Postacie były w pewnym sensie gotowe. Ja tylko wrzucałem ich w pewne sytuacje i obserwowałem. Zresztą sam scenariusz był bardzo rachityczny, krótki, bo - z tego, co pamiętam - liczył 47 stron. To bardzo niewiele jak na 100-minutowy film. Sporo rzeczy, które były w tekście, ostatecznie nie weszło do filmu, a zamiast nich znalazły się w nim sceny improwizowane na planie" - wspomniał twórca.
"Miło jest zadebiutować na tak ważnym festiwalu. Ucieszyłem się tym bardziej, że film znalazł miejsce na premierę wkrótce po tym, jak go ukończyłem. Często zdarza się, że trwa to bardzo długo. A wiadomo, że dla nas, twórców, bardzo istotne jest, aby publiczność i krytycy mogli możliwie szybko obejrzeć obraz. Niespecjalnie myślę natomiast o mojej obecności na festiwalu. Na szczęście my, filmowcy, jesteśmy w bardziej komfortowej sytuacji niż muzycy, dla których każdy koncert oznacza konkretne wykonanie. Sądzę, że Tymek może mi tego zazdrościć. W Wenecji odtworzymy wynik kilkunastu miesięcy naszej pracy. Teraz możemy tylko liczyć na to, że film zostanie dobrze przyjęty, ale nie mamy na to wpływu. Dla nas to już zamknięty rozdział" - zaznaczył reżyser.