Oscary 2022

"Oczy Tammy Faye": Bezpieczna droga po Oscary [recenzja]

Jessica Chastain i Andrew Garfield w filmie "Oczy Tammy Faye" /Disney /Getty Images

Tammy Faye Bakker jest w Polsce postacią niemal nieznaną. Tymczasem w Stanach Zjednoczonych była w pewnym momencie królową telewizji. Razem z mężem Jimem stworzyła duet ekranowych kaznodziejów, który codziennie przykuwał do odbiorników miliony odbiorców. Historia Tammy oraz jej próby odnalezienia się w pełnym hipokryzji świecie teleewangelistów jest fascynująca. Niestety, w Hollywood już nie takie życiorysy sprowadzano do sztampowej biografii.

"Oczy Tammy Faye": W świecie teleewangelistów

"Oczy Tammy Faye" skupiają się na przede wszystkim na działalności Bakkerów w założonej przez nich chrześcijańskiej sieci telewizyjnej PTL (skrót od Praise the Lord - Chwalmy Pana). Wyróżniająca się ostrym makijażem kobieta (Jessica Chastain) zjednywała sobie widzów poprzez śpiew, oddanie konserwatywnym wartościom i otwartość. Jej poczynania nie zawsze było w smak mężowi (Andrew Garfield) i innym teleewangelistom. Natomiast po sukcesie szybko pojawiły się kłopoty na tle obyczajowym i finansowym.

Reklama

Życie Bakker obfitowało w liczne trudności. Jako dziecko była odrzucona przez swoją rodzinę, ponieważ była owocem pierwszego małżeństwa swojej matki. Mimo swych konserwatywnych wartości aktywnie wspierała osoby LGBT i chore na AIDS. Dla dobra interesów swojego męża była gotowa na liczne wyrzeczenia, co doprowadziło ją do uzależnieniem od leków. Film Michaela Showaltera prześlizguje się po każdym z tych tematów - zaznacza je, ale zamiast zgłębić którykolwiek, idzie dalej. Całość utrzymana jest w formalnej średniej nijakości - co zaskakuje, bo uwielbienie bohaterki do ekstrawagancji dawało pole do popisu realizacyjnego. Ten pojawia się tylko raz, w końcowym występie Bakker, będącym na granicy jawy i snu. Niewiele jak na ponad dwugodzinny metraż.

Jessica Chastain i jej aktorski popis

Seans "Oczu Tammy Faye" nie boli, ale też nie zachwyca. To film kurczowo trzymający się średniej filmowych biografii robionych pod Oscary. Takowe owocują zwykle nagrodami dla odtwórców głównych ról. Nie inaczej może być w tym przypadku. Wcielająca się w Bakker Jessica Chastain jest znakomita. Wiele aktorek zniknęłoby pod imponującą charakteryzacją znanej kaznodziejki. Na szczęście Chastain prawie nigdy nie schodzi poniżej pewnego poziomu (napisałem prawie, ponieważ - niestety - zdarzyło jej się zagrać w "X-Men: Mrocznej Phoenix"). Dzięki niej Tammy jest pełnoprawną bohaterką, a nie karykaturą rodem ze skeczu w "Saturday Night Live". W najlepszych momentach jej protagonistka jest postacią tragiczną, rozdartą między słowem teleewangelistów (na czele z mężem) a poczuciem słuszności swoich wyborów. Wyjątkiem są sceny z młodości Bakkerów. Niestety, dwójka odtwórców głównych ról nie wpada wiarygodnie jako para zakochanych w sobie osiemnastolatków.

Pozostałe postacie są albo jednowymiarowe, jak Jim (chociaż uczynienie z Andrew Garfielda tak niesympatycznej postaci jest niewątpliwie wyczynem) i stojący nad nim pastor Jerry Falwell (Vincent D’Onofrio), albo nie realizują swego potencjału, jak postać matki (Cherry Grover), odpowiedzialnej za większość traum Tammy, a jednocześnie wspierającej ją w najgorszym momencie.

"Oczy Tammy Faye" mogły być filmem bardzo dobrym. Zamiast tego otrzymaliśmy porządny produkt okresu przedoscarowego. Jessica Chastain ma nominację jak w banku, podobnie twórcy charakteryzacji. Można więc uznać, że film spełnił swoje zadanie. Ja oczekiwałem jednak po takiej postaci nieco więcej inwencji ze strony twórców.

6/10

"Oczy Tammy Faye" (The Eyes od Tammy Faye), reż. Michael Showalter, USA 2021, dystrybucja: Disney, premiera kinowa: 4 lutego 2021 roku.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Oczy Tammy Faye
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy