"Mosquito State": Ukąszenie komara [recenzja]
"Mosquito State" Filipa Jana Rymszy to techniczny majstersztyk, wyróżniający się na tle walczących o Złote Lwy na 46. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych obrazów niespotykaną w rodzimym kinie wizualną wrażliwością. Niedostatki fabularne czynią jednak z ambitnego dzieła mieszkającego w Stanach Zjednoczonych reżysera zaledwie rodzaj hermetycznego artystycznego eksperymentu.
Rodzimej widowni Filip Jan Rymsza dał się poznać głównie jako producent ostatniego filmu Lecha Majewskiego "Dolina Bogów" oraz pomysłodawca i koordynator rekonstrukcji niedokończonego filmu Orsona Wellesa "Druga strona wiatru". Twórczość Lecha Majewskiego to idealny punkt odniesienia dla pełnometrażowego debiutu ambitnego twórcy - "Mosquito State" bardziej niż klasyczną ekranową fabułę przypomina wizualno-filozoficzną refleksję nad światem, dla której lepszym miejscem ekspozycji jest nie kinowy ekran, tylko ściana w galerii sztuki współczesnej.
Głównym bohaterem zrealizowanego w Nowym Jorku "Mosquito State" jest nieco odklejony od rzeczywistości Richard Boca - analityk danych z Wall Street (w tej roli znany z filmu "Super 8" amerykański aktor Beau Knapp), który w luksusowym apartamencie z zapierającym dech w piersiach widokiem na Central Park pracuje nad stworzeniem skomplikowanego algorytmu giełdowego. Kluczowym momentem fabuły filmu, a nawet jej punktem wyjścia, okazuje się jednak przypadkowe ukąszenie komara. Trochę jak w "Przemianie" Kafki - jednej z wyraźnych literackich inspiracji filmu - główny bohater przechodzi wewnętrzną przemianę, w której przejmuje punkt widzenia owada.
Umówmy się, fabuła "Mosquito State" trąci artystyczną pretensją (bohater, który zaprzyjaźnia się komarem?), reżyser niespecjalnie przejmuje się też dialogami, koncentrując się wyraźnie na wizualnej stronie filmu. Niespieszna, chwilami specjalnie spowalniana narracja służy budowaniu poetyckiej atmosfery filmu, a wybitna, ascetyczna scenografia Marka Warszewskiego i wysmakowane, "do oprawienia w ramkę" zdjęcia Erika Koretza stanowią sygnaturę najwyższej wizualnej jakości. Nie dziwią międzynarodowe sukcesy tej utrzymanej na światowym poziomie produkcji - przyznawana na festiwalu w Wenecji przez krytyków FIPRESCI nagroda Bisato d'Oro za najlepsze zdjęcia oraz wyróżnienie na prestiżowym festiwalu filmów w Stiges za efekty specjalne.
Rymszy udało się w swoim ambitnym, zainspirowanym fazami rozwoju komara dziele, kontynuować pewne tropy pojawiające się w twórczości wpływowych współczesnych reżyserów, m.in. Davida Cronenberga ("Mucha") i Darrena Aronofskiego ("Pi"). Bohater "Mosquito State", w poszukiwaniu odpowiedzi o sens życia, przechodzi bowiem zarówno fizyczną, jak i duchową transformację. W pewnym sensie, na wzór komiksowych superbohaterów, staje się figurą Człowieka-Komara, zdeformowanego szaleńca, który pragnąc ocalić ludzkość przed giełdową katastrofą, celowo popada w obłęd, poświęcając swe luksusowe życie wyższej sprawie.
Artystyczny sukces "Mosquito State" zawiera się jednak w pewnym zawieszeniu klasycznej kinowej fabularności. Kiedy bowiem Rymsza daje swoim bohaterom mówić, jego film niebezpiecznie ciąży w stronę niezależnego kina klasy B (rozbudowany romantyczny wątek między Richardem a graną przez Charlotte Vegę Leną to doskonała egzemplifikacja tej skazy). Gdy zaś ścieżkę dźwiękową dominuje muzyka, "Mosquto State" przekomarza się w wysmakowany wizualnie teledysk, ciąg oszałamiających kadrów, będących świadectwem niezwykłej wrażliwości polskiego reżysera.
Tak jak ukąszenie komara, odbiór "Mosquito State" odbywa się głównie na sensualnym poziomie. Dopiero po seansie przekonamy się, czy swędzenie potrwa tylko chwilę, czy artystyczne ukąszenie Rymszy pozostawi na skórze trwały ślad.
6,5/10
"Mosquito State", reż. Filip Jan Rymsza, Polska, USA 2020, dystybutor: Kino Świat, premiera kinowa 29 października 2021 roku.