Reklama

"Atak paniki" [recenzja]: Dzikie historie

Jeśli jest coś, czego brakuje większości polskich debiutów filmowych, jest to energia, która w mig skupiłaby uwagę wszystkich widzów na sali. Tej siły nie są w stanie zastąpić ani artystyczne aspiracje, ani zanurzenie we współczesnych problemach. „Atak paniki” wybiera jednak drogę „Córek dancingu” Agnieszki Smoczyńskiej i ma do rozdania tyle emocji, że spokojnie mógłby obdzielić nimi kilka tytułów. Pełnometrażowy debiut Pawła Maślony to prawdziwa filmowa petarda.

Jeśli jest coś, czego brakuje większości polskich debiutów filmowych, jest to energia, która w mig skupiłaby uwagę wszystkich widzów na sali. Tej siły nie są w stanie zastąpić ani artystyczne aspiracje, ani zanurzenie we współczesnych problemach. „Atak paniki” wybiera jednak drogę „Córek dancingu” Agnieszki Smoczyńskiej i ma do rozdania tyle emocji, że spokojnie mógłby obdzielić nimi kilka tytułów. Pełnometrażowy debiut Pawła Maślony to prawdziwa filmowa petarda.
Artur Żmijewski w filmie "Atak paniki" /materiały dystrybutora

Nie ma w tym dużej filozofii: na rollercoaster wrażeń składają się dobrze napisani bohaterowie, których (znów!) "Atak paniki" ma tak wielu, że starczyłoby na pięć przeciętnych polskich filmów. Dzięki nowelowej budowie równocześnie śledzimy losy podróżującego samolotem małżeństwa (Dorota Segda i Artur Żmijewski), wyrafinowanego gracza (Bartłomiej Kotschedoff), dziewczyny zarabiającej na internetowej prostytucji (Aleksandra Pisula), niespełnionej pisarki (Magdalena Popławska), ciężarnej panny młodej (Julia Wyszyńska) i grupki narkotyzujących się dzieciaków. Każde z nich przeżywa coś, co wyprowadza ich z równowagi - raz są to beztroskie odwiedziny przyjaciółek, raz telefon z groźbami, a raz trup w fotelu obok. Skutek zawsze jest jeden - atak paniki.

Reklama

Skojarzenia nasuwają się same. Debiutanckie dzieło współscenarzysty "Demona" zupełnie nie kryje się ze swoim podobieństwem do nominowanych do Oscara "Dzikich historii" Damiána Szifróna. Analogia zauważalna jest już, gdy zestawi się oficjalne opisy fabuł obu filmów. Na ekranie widać ją niemal bez przerwy. Tak jak w argentyńskiej tragikomedii, każda z sześciu opowieści wydaje się pozornie niezwiązana z pozostałymi, ma osobną strukturę i dynamikę oraz mocną (i głośną) puentę. W przeciwieństwie do dzieła Szifrona te narracje nie są jednak oddzielone, a przenikają się, wspólnie pędząc ku dynamicznemu finałowi, który wkracza w percepcję widza niczym huragan. To wielka siła filmu - bez niej gorzko-humorystyczny trzeci akt nie bombardowałby widzą taką ilością bodźców i nie wybrzmiewałby tak wieloma znaczeniami.

Równie duże wrażenie robi emocjonalne crescendo wraz z rozwojem akcji, na które składa się i bazująca na "narastającym" motywie muzyka Radzimira Dębskiego, i efekciarskie, ale szalenie satysfakcjonujące zabiegi montażowe. To drugie nie dziwi, bo za "sklejkę" odpowiedzialna jest Agnieszka Glińska, laureatka Orła, która nawet z "11 minut" Jerzego Skolimowskiego potrafiła zrobić odrobinę lepszy film. Natomiast o estetycznym rodowodzie "Ataku paniki", podpisanym chyba przez samego Quentina Tarantino, najlepiej świadczy stylowa czołówka, w której nazwiska aktorów oglądamy na tle ściany zabrudzonej resztkami ludzkiego mózgu.

Techniczna perfekcja, zupełnie niepasująca do polskiego kina, a tym bardziej do zrealizowanego z niewielkim budżetem debiutu, zaznacza się także w pozostałych elementach filmu. Godne Hollywood zdjęcia Cezarego Stołeckiego, (wreszcie!) słyszalne i zrozumiałe dialogi czy pomysłowe inscenizacje sprawiają, że sceny "Ataku paniki" pozostają w głowie na dłużej - a wszystko na czele napisanego z niezwykłym polotem i wyczuciem scenariusza.

Jego współautorami jest dwójka aktorów: Aleksandra Pisula i Bartłomiej Kotschedoff, którzy nie tylko świetnie wcielili się w swoje role (przy czym Pisuli należy wręcz bić pokłony), ale i wnieśli nową jakość do polskiego scenariopisarstwa. Liczne wymiany zdań, żarty i riposty są tak naturalne i "polskie" w duchu, że trudno uwierzyć, iż początkowo "Atak paniki" miał rozgrywać się w trakcie kryzysu śmieciowego w Neapolu. W łączącej czarny humor z absurdem (i metafizykę z przyziemnością) konwencji odnajduje się także grająca koncertowo obsada. Magdalena Popławska, Julia Wyszyńska, Dorota Segda, Artur Żmijewski - i razem, i osobno zasługują na najwyższe laury.

Tym, co debiutowi Maślony można zarzucić, jest pewna "rozwlekłość", bo budowanie napięcia przeciągane jest przez reżysera w nieskończoność i z pewnością byłoby efektowniejsze przy zastosowaniu kilku cięć. Jest to jednak drobna rysa na doskonałej jakości szkle. Zza zasłony komedii szybko bowiem wyłania się dramat i porażająco trafna refleksja na temat polskiego społeczeństwa. Jeśli twórca "Magmy" w taki sposób wkracza w świat pełnego metrażu, można wszem i wobec ogłosić, że doczekaliśmy się kolejnego ważnego i wyrazistego głosu w polskim kinie. Głosu, który naprawdę ma coś do powiedzenia. Nam wypada jedynie życzyć powodzenia.

8/10

"Atak paniki", reż. Paweł Maślona, Polska 2017, dystrybutor: Akson Dystrybucja, premiera kinowa: 19 stycznia 2018 roku.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Atak paniki 2018
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy