Reklama

Wciągnięci w aferę wagi państwowej

Filmy Rogera Donaldsona, nowozelandzkiego reżysera pochodzenia australijskiego, znane są bardziej dzięki nazwiskom gwiazd, które się w nich pojawiają, niż nazwisku ich twórcy.

"Koktajl" to Tom Cruise, "Bunt na Bounty" to Mel Gibson, "Prawdziwa historia" - Anthony Hopkins, "Rekrut" - Colin Farrell i Al Pacino. W końcu "Angielska robota" to zdecydowanie film Jasona Stathama znanego przede wszystkim z ról w filmach Guy'a Ritchiego.

Najnowszy film Donaldsona opiera się na autentycznej historii z września 1971 roku.

W Londynie okradziono skarbiec jednego z banków przy Baker Street. Złodzieje wydrążyli pod ziemią tunel do skarbca i ukradli ze skrytek depozytowych gotówkę i biżuterię wartości wielu milionów funtów. Nigdy nie znaleziono winnych.

Reklama

Po kilku dniach prasa nagle zamilkła, a niektóre dokumenty związane z tą kradzieżą mają pozostać tajne jeszcze przez czterdzieści lat. A wszystko z powodu zawartości niektórych skrzynek, które strzegły tajemnic angielskiej socjety.

"Angielska robota" nie jest powtórką "Ocean's 11" czy innych filmów o kradzieżach stulecia. Brak tu wyrafinowanej technologii, przebiegłych planów i eleganckich złodziei. Jest za to grupka trochę niepozbieranych przyjaciół, którzy w swoim wielkim skoku na bank widzą szansę na lepszą przyszłość, a ostatecznie zostają wciągnięci w aferę wagi państwowej. Jednak sam napad staje się punktem wyjścia do splecenia ze sobą kilku historii, z których wyłania się obraz angielskiej rzeczywistości tamtych czasów przedstawionej z iście angielskim dystansem i ironią.

Przyblakłe, wystylizowane zdjęcia przywracają klimat Londynu lat 70. Donaldson to doskonały rzemieślnik. Jego kino nie dotyka może kwestii ostatecznych, ale z pewnością dostarcza dobrej rozrywki na wysokim poziomie. Sprawnie żongluje kliszami wziętymi z klasycznych hollywoodzkich historii kryminalnych: jest i blondwłosa, dobra żona, ciemnowłosa femme fatale, fajtłapowaty kumpel, zimny drań z MI6, trochę żałośni przedstawiciele sfer wyższych. Wszystko podane jednak w odpowiednim sosie, który dodaje smaku czasem może przejedzonym potrawom. Do tego plejada świetnych angielskich aktorów z Jasonem Stathamem na czele, który dla żeńskiej części publiczności wystarczy, że jest i odpowiednio wygląda.

Doskonała rola Davida Sucheta znanego z postaci Herculesa Poirot, który jako Lew Vogel związany z rozbieranym przemysłem filmowym, to żywa parodia Martina Scorsese. Zrobić dobry film popularny w gruncie rzeczy nie jest łatwo, ale Donaldsonowi można ufać. Nawet jeśli i tak pamięta się potem jedynie nazwiska jego aktorów.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: film
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy