Reklama

Premiera filmu Andrzeja Seweryna

Premierowy pokaz debiutu reżyserskiego Andrzeja Seweryna "Kto nigdy nie żył?" wypełnił w piątek, 28 lipca, prawie do ostatniego miejsca salę wrocławskiego kina Helios. Mimo ogromnego zainteresowania filmem i obecnością na pokazie samego reżysera - pokaz "Kto nigdy nie żył?" okazał się jednak dla filmu porażką; czymże innym jest bowiem śmiech publiczności w miejscach, które miały pełnić w filmie ważną dramaturgiczną funkcję?

Andrzej Seweryn na konferencji prasowej ujawnił powody swojego zaangażowania w reżyserię. Twórca "Kto nigdy nie żył.." mówił o "ograniczonej odpowiedzialności aktora", która sprawiła, że postanowił wziąć na swoje barki większy ciężar. Warto zauważyć, że "Kto nigdy nie żył?" jest kinowym debiutem Seweryna, aktor ma już za sobą reżyserską inicjację w Teatrze Telewizji, dla której zrealizował "Antygonę" i molierowskiego "Tartuffe'a".

"Zostałem aktorem, bo chciałem zmieniać świat. Może byłem naiwny, bo świat daje sobie radę i beze mnie?." - Seweryn nie bez powodu wrócił do początków swojej aktorskiej kariery. Główny bohater jego filmu - ksiądz Jan (w tej roli nieobecny we Wrocławiu Michał Żebrowski) - mógłby bowiem powiedzieć: "Zostałem księdzem, bo chciałem zmieniać świat. Może byłem naiwny?".

Reklama

Andrzej Seweryn sięgnął po gotowy od 1997 roku scenariusz Macieja Strzembosza, opowiadający o pracującym z narkomanami księdzu, który pewnego dnia dowiaduje się, że jest nosicielem wirusa HIV. Scenariusz pisany był od razu pod Michała Żebrowskiego - wybór tego aktora do roli Jana był więc dla Seweryna oczywisty (zwłaszcza, że panowie już dwukrotnie pracowali razem teatrze). Seweryn zwrócił uwagę, że poprzez wybór choroby głównego bohatera - jest to wirus HIV, a nie, powiedzmy, rak - chciał skierować uwagę widza na społeczne "potępienie", z którym wiąże się ta choroba.

"Kto nigdy nie żył?" nie jest jednak w żadnym stopniu krytyką zaściankowości polskiego społeczeństwa, nie jest też analizą ambiwalencji katolickiej moralności. Najlepsza scena filmu - moment, w którym matka Jana (w tej roli Teresa Marczewska) dowiaduje się o jego chorobie - nie znajduje jednak kontynuacji w dalszej części filmu, wypełnionej patetyczną muzyką Jana A.P.Kaczmarka i piosenkami? Roberta Janowskiego (który gra też jedną z kluczowych postaci filmu). Jedynym świetlistym akcentem filmu jest rola Joanny Sydor (w roli Marty).

Wydaje się, że Andrzej Seweryn w zbyt dużym stopniu zawierzył słabemu scenariuszowi Macieja Strzembosza; podczas konferencji wyznał bowiem, że jest " w służbie tego, który przede mną napisał słowa". Teatralna wierność tekstowi być może odnosi efekt w przypadku tak wybitnych twórców jak Sofokles czy Molier - współczesne kino jednak to coś więcej niż poprawne zrealizowanie scenariusza. Wie o tym "nowohoryzontowa" publiczność, która zazwyczaj bezlitośnie wychwytuje fałszywe momenty prezentowanych tu filmów.

"Myślę, że nie będę w stanie prowadzić z Panem dialogu. Wydaje mi się, że mamy po prostu dwa różne rodzaje wrażliwości" - Seweryn zwrócił się do atakującego go po projekcji widza. Wydaje się, że "Kto nigdy nie żył?" dzieli od "nowohoryzontowego" kina właśnie inna wrażliwość. Jak zaś film przyjmą widzowie całej Polski, przekonać się będziemy mogli już 22 września, kiedy "Kto nigdy nie żył?" zadebiutuje na ekranach kin.

Tomasz Bielenia, Wrocław

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: świat | Seweryn
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy