Półmetek na festiwalu we Wrocławiu
Dziś (26 lipca) rozpoczyna się już siódmy dzień festiwalu filmowego Era Nowe Horyzonty we Wrocławiu, co oznacza, że impreza przekroczyła właśnie półmetek. Pytanie, które nurtuje największą liczbę zmęczonych upałem festiwalowiczów jest jednak prozaiczne: Gdzie jest najchłodniejsze miejsce we Wrocławiu? Na pewno nie jest to kino "Warszawa", gdzie odbywają się w tym roku wszystkie pokazy konkursu międzynarodowego.
Z jednej strony powodem gorącej atmosfery jest ...brak klimatyzacji. Dla wszystkich, którzy uczestniczyli w cieszyńskich odsłonach "nowohoryzontowego" festiwalu, a nawet dla tych, którzy pamiętają pierwszą edycję w Sanoku, nie jest to żadna nowość. Dostojne kino Warszawa jest jednak jednym z największych obiektów festiwalowych, filmy konkursowe cieszą się zaś niesłabnącym zainteresowaniem publiczności.
Seansom towarzyszy więc wachlowanie się festiwalowymi gazetkami oraz dźwięk otwieranych butelek z napojami gazowanymi Nie to jest jednak w stanie popsuć seansu tak bardzo , jak "wakacyjne" zachowanie podczas konkursowych projekcji pewnej części publiczności. Filmy konkursowe to bowiem filmy celowo kontrowersyjne, często prezentujące ekstremalne odmiany kinematograficznego rzemiosła - publiczność nie zawsze gotowa na tego rodzaju doświadczenie, w najbardziej niespodziewanych momentach reaguje na nich...śmiechem.
Organizatorzy festiwalu postanowili więc wyjaśniać widzom przed niektórymi seansami, że film, który za chwilę zobaczą - nie jest... komedią, tylko filmem eksperymentalnym. Szef Nowych Horyzontów posunął się nawet do tego, że przed pokazem "Kontenera" Lukasa Moodyssona... odradzał publiczności niektóre filmy.
Pomimo faktu, że z konkursu automatycznie wykluczane są filmy mistrzów kina, w tym roku - i to tego samego dnia - wyświetlono najnowsze dzieła dwóch niepokornych twórców kina współczesnego. Zarówno wspomniany "Kontener" Lukasa Moodyssona, jak i "Słońce" Aleksandra Sokurowa są dla tegorocznego konkursu filmami znaczącymi. O ich emblematyczności może też świadczyć fakt, że w rankingu krytyków filmowych, które zamieszcza codziennie gazetka festiwalowa "Na Horyzoncie" film Sokurowa zajmuje pierwsze miejsce (ze średnią ocen 4,6), natomiast obraz Moodyssona ostatnie (średnia ocen 2,6).
Szwedzki reżyser, którego polscy widzowie znają najbardziej ze słynnych i skierowanych do dużej publiczności obrazów "Fucking Amal" i "Tylko razem" od paru lat realizuje już tylko filmy "kontrowersyjne". W zeszłym roku na festiwalu zobaczyć mogliśmy rozliczającą się z domową pornografią "Dziurę w sercu", w tym roku otrzymaliśmy "Kontener": film - strumień świadomości, ascetyczny realizacyjnie, lecz pusty w środku montaż obrazów do monologu głównej bohaterki. Ambitne pomysły Moodyssona, próbujące eksplorować granice konwencjonalne kina, okazują się - jak w przypadku twórczości Larsa von Triera - tylko ciekawymi ideami. Filmy, które powstają według tych pomysłów, rażą jednak sztucznością, manierycznością oraz właśnie...brakiem pomysłu.
Zupełnie inaczej przedstawia się sprawa z Aleksandrem Sokurowem, którego kino jest przejrzyste i czyste jak łza. Najnowszy film rosyjskiego reżysera "Słońce" to domknięcie jego trylogii, opisującej XX-wiecznych tyranów. Po Hitlerze Lenienie, Sokurow analizuje postać japońskiego cesarza Hirohito. Czyni to z uwagą, obserwując swojego bohatera z czułością, ale i subtelną okrutnością. Akcja rozgrywa się bowiem tuż przed kapitulacją Japonii podczas II wojny światowej. "Słońce" Sokurowa łączy z jednej strony prawie klasycystyczne podejście do materii filmowej - film Sokurowa jest niespieszny, wysmakowany estetycznie, a przy tym posiada wyraźnie określony - zarówno przez tytuł, jak i fabułę - temat. Jest nim zmierzch pochodzącej od boga (dokładniej od bogini słońca) władzy.
Z drugiej strony dzieło Sokurowa w swoim klasycyzmie odkrywa wyjątkowe pokłady innowacyjności - chociażby w onirycznej scenie, w której Hirohito - wielbiciel sumów, wyobraża sobie bombardowanie japońskiego miasta, a widz - przy akompaniamencie spadających bomb i ryczących silników samolotów, obserwuje pływające w akwarium sumy.
Czyżby więc to konsekwentny, niepozorny Sokurow, a nie głośny, krzykliwy Moodysson miał się stać wyrazicielem tego, co w kinie naprawdę ważne, znaczące i nietuzinkowe? Przekonamy się o tym ostatniego dnia festiwalu, 30 lipca, kiedy poznamy werdykt publiczności.
Jeśli zaś chodzi o najbardziej żywiołową reakcję, to największą owację otrzymał tej pory wyświetlany we wtorek, 25 lipca, najnowszy obraz Neila Jordana "Breakfast on Pluto". Historia irlandzkiego transseksualisty Patricka "Kici" Bradena to jeden z tych obrazów, dla których warto przyjeżdżać do Wrocławia Jest jednak i dobra wiadomość dla tych, którzy nie mogą być na Nowych Horyzontach. "Breakfast on Pluto" trafi bowiem do regularnej dystrybucji.
Zobacz naszą z festiwalu Era Nowe Horyzonty we Wrocławiu.
Tomasz Bielenia, Wrocław