Hollywoodzkie tęsknoty kina offowego
W ramach odbywającego się podczas festiwalu Era Nowe Horyzonty konkursu filmów polskich 23 lipca, w niedzielę, zaprezentowano najnowszą produkcję legendy wrocławskiego offu Piotra Matwiejczyka. "Wstyd" to wyprodukowana przez firmę Cezarego Pazury traumatyczna historia skomplikowanych relacji pewnej nastolatki ze swymi...ojcami.
Pierwszego, fałszywego ojca gra Artur Barciś, drugiego - prawdziwego - Mirosław Baka. Jest jeszcze trzeci - symboliczny ojciec, odtwarzany przez Michała Dobrocińskiego. Taka obsada to nowość, jeśli chodzi o produkcje Piotra Matwiejczyka, dotychczas zatrudniającego aktorów niezawodowych, bądź swych kolegów (np. Bodo Kox).
"Robię dalej kino autorskie, tylko za coraz większe pieniądze" - powiedział podczas konferencji po premierowym pokazie "Wstydu" Matwiejczyk. Przedstawiciel firmy Sting Productions, należącej do Cezarego Pazury odmówił jednak udzielenia informacji ile kosztował film Matwiejczyka.
Twórca podkreślił, że jego film nie bez powodu znalazł się w konkursie polskiego kina podczas festiwalu Nowe Horyzonty. Zwrócił uwagę, że obraz porusza nowatorski w polskim kinie temat aborcji. "Nic nie poradzę na to, że w mojej głowie rodzą się takie traumatyczne scenariusze" - dodał, stwierdzając, że woli, aby o filmie mówił sam film, a nie reżyser.
Historia przedstawiona we "Wstydzie" opowiedziana jest w sposób niechronologiczny. To największy atut tego obrazu. Nie mogąc pozwolić sobie na techniczne szaleństwa z obrazem (często nic nie widać) czy dźwiękiem (zdecydowanie "przegłośniony") - twórca postawił na precyzyjny, łączący trzy wątki oraz kilka czasów scenariusz. Matwiejczyk stwierdził, że tekst "Wstydu" powstał pod wrażeniem "21 gramów".
To dość ważna informacja, wskazująca, że kino offowe często szuka inspiracji w nurcie mainstreamowym (Matwiejczyk jest też autorem parodii "Amelii" pod tytułem "Emilia"). Precyzyjny i zaskakujący scenariusz "Wstydu" jest więc wyraźnym krokiem polskiego offu w stronę kina oficjalnego, zwłaszcza, że dramatyczne sytuacje w filmie Matwiejczyka - jak gwałt na głównej bohaterce - pokazane jak na kino niezależne dość subtelnie.
Jest jeszcze jednak korzyść, która wynika z mariażu offu z mainstreamem. Czy ktoś ostatnio zaproponował jakąś kinową rolę świetnemu skądinąd aktorowi Arturowi Barcisiowi? Dopiero we "Wstydzie" mógł pozbyć się ciężaru roli w serialu "Miodowe lata", wydaje się, że kino offowe to świetna szansa dla zapomnianych, bądź niewykorzystywanych aktorów na przypomnienie o sobie szerszej publiczności a także bardziej doświadczonym reżyserom.
Nie wiadomo jednak kiedy i czy w ogóle "Wstyd" trafi do kin. W tej chwili trwają dopiero rozmowy z dystrybutorami.
Z dotychczasowych festiwalowych projekcji swą żywiołowością zwrócił na siebie uwagę Michael Winterbottom. Jego wersja powieściowego klasyka Laurence'a Sterne'a "Tristram Shandy - wielka bujda" doprowadziła wrocławską publiczność do łez śmiechu. Winterbottom ("9 songs", "Kodeks 46") świetnie przeniósł na ekran jowialny humor powieści Sterne'a, przy okazji realizując film o....realizacji filmu.
To nie pierwszy przypadek podczas tego festiwalu. "Kajman" Nanniego Morettiego również posługiwał się strukturą filmu w filmie. O ile jednak włoski reżyser realizował swój obraz ze śmiertelną powagą , o tyle "Tristram Shandy - wielka bujda" Winterbottoma to już czysta zabawa. Ale o to przecież chodziło Laurence'owi Sterne'owi, gdy kilkaset lat temu pisał swą powieść.
Trend, któremu poddają się obrazy Morettiego i Winterbottoma, każe dostrzegać we współczesnej kinematografii równoczesne realizowanie filmu oraz dodawanie do niego - by użyć powieściowego porównania - przypisów. Filmy coraz bardziej stają się równocześnie rodzajem "making of". Czy to słabość współczesnego kina, czy jego siła - okaże się w ciągu najbliższych lat.
Tomasz Bielenia, Wrocław