ENH: Multipleks bez popcornu
Zakończony w niedzielę, 30 lipca, szósty już festiwal filmowy Era Nowe Horyzonty, był przełomowy z dwóch względów. Po pierwsze impreza odbyła się w nowym miejscu - Wrocław zastąpił związany dotychczas z festiwalem Cieszyn, po drugie - w związku ze zmianą miejsca festiwal zmienił także nieznacznie swoją formułę. Hasło "Multipleks bez popcornu" najlepiej oddaje charakter "nowhoryzontowej" transformacji.
Na konferencji prasowej podsumowującej 6. edycję Nowych Horyzontów producent festiwalu Krzysztof Głuchowski zwrócił uwagę, że po raz pierwszy w swej historii projekcje w ramach festiwalu Era Nowe Horyzonty odbywały się także w multipleksie. Chodzi o budynek kina Helios, który na czas festiwalu zrezygnował z bieżącego repertuaru i oddał wszystkie 9 sal do użytku organizatorów.
- Chciałbym zwrócić uwagę, że Helios nie tylko zrezygnował z "Piratów z Karaibów" [druga część przygód Jacka Sparrowa miała premierę w drugim dniu festiwalu 21 lipca - przyp.red.], ale na czas festiwalu odstawił też sprzedaż popcornu - powiedział Głuchowski.
Paradoksalnie Helios okazał się głównym festiwalowym obiektem; po klimatyzacyjnym krachu w kinie "Warszawa", gdzie odbywała się większość pokazów konkursu międzynarodowego - chwile największego wytchnienia od panujących we Wrocławiu upałów widzowie mogli znaleźć właśnie w Heliosie.
Jednak za nieuchronną przecież zmianą obiektów i ich profilu, festiwal zmodyfikował także swój program.
- Chcieliśmy dać coś od siebie wrocławianom, chcieliśmy, aby - oprócz typowo "nowhoryzontowej" propozycji, festiwal miał im do zaoferowania kino bardziej przystępne - mówił dyrektor festiwalu Roman Gutek.
Takim "ukłonem" w stronę mieszkańców Wrocławia był chyba program debiutującego na Nowych Horyzontach konkursu Nowe Filmy Polskie. Wśród ośmiu pozycji bijących się Wrocławską Nagrodę Filmową znalazły się nowe filmy Andrzeja Seweryna (debiut reżyserski "Kto nigdy nie żył...") oraz Krzysztofa Krazuego ("Plac Zbawiciela") i dokument Marcela Łozińskiego "Jak to się robi". Obecność twórców na premierowych pokazach z pewnością przyciągnęła do kina Helios duża liczbę wrocławian, jakimi kryteriami powinno się jednak kierować jury, mające wybierać spośród dzieł uznanych twórców (wspomniani wyżej reżyserzy), debiutantów (Xawery Żuławski, Marek Stacharski) czy przedstawicieli kina offowego (Piotr Matwiejczyk)?
Trzyosobowe zagraniczne jury złożone z reżysera, muzyka i krytyka filmowego podjęło decyzję odważną: nie nagrodziło zdecydowanie najlepszego "Placu Zbawiciela" - próbując wypromować kino niedoskonałe, ale odważne. Zwycięzcami zostały ex aequo "Wstyd Piotra Matwiejczyka i "Przebacz" Marka Stacharskiego.
Innym problemem festiwalu stało się "oczko w głowie" organizatorów - czyli konkurs międzynarodowy - prezentujący 18 bezkompromisowych, idących pod prąd tytułów światowego kina. O jego istotę od kilku lat spierają się z organizatorami dziennikarze - Roman Gutek konsekwentnie broni jednak prezentowanego w konkursie kina. Fakt, są to filmy prezentowane na najważniejszych międzynarodowych festiwalach, problem w tym, że w tym roku jakoś przestały odkrywać nowe horyzonty. Dominowała zaś monotonia minimalistycznego kina, coraz bardziej manierycznego i po prostu w takiej dawce nudnego.
Znaczącym niech będzie fakt, że najnowszy film "gwiazdy" i odkrycia tegorocznej edycji festiwalu "Fantasma" Lisandro Alonso (był we Wrocławiu przez większa część festiwalu) zajęła w konkursie ostatnie miejsce. Wygrała natomiast ciekawa, ale najbardziej "normalna" ze wszystkich konkursowych filmów chilijska "Święta rodzina".
Największym darem Nowych Horyzontów jest jednak to, że każdy układa tu sobie swój własny program, każdy doznaje swych mniejszych lub większych filmowych odkryć, a to, że ocenom prezentowanych tu filmów nie towarzyszy dyktat jednomyślności - jest wartością nie do przecenienia.
To zaś, że festiwal czeka okres transformacji było jasne jak słońce nad Wrocławiem (oraz to, że startujący w konkursie film Aleksandra Sokurowa "Słońce" będzie olśniewający) - najważniejsze jednak, żeby organizatorzy nie utracili starannie wypracowanego przez 6 lat horyzontu, a tytuł filmu Franka Capry "Lost Horizon", który w jednym ze swoich filmów przypomniała bohaterka wrocławskiego festiwalu Agnes Varda - nie stał się mottem 7. edycji festiwalu.
Zobacz z festiwalu Era Nowe Horyzonty.