Jaką będzie "matką chrzestną"?
Kasia Smutniak, która poprowadzi ceremonię otwarcia i zamknięcia tegorocznego festiwalu filmowego w Wenecji, wraca myślami do czasów, gdy jako nastolatka spędzała w Polsce wieczory w kinach...
Mieszkająca we Włoszech 33-letnia, urodzona w Pile aktorka i modelka, która umacnia swoją pozycję w świecie włoskiego filmu, przyznała na łamach dziennika "La Repubblica", że kiedy nowa dyrekcja weneckiego festiwalu zaproponowała jej, aby została jego "matką chrzestną", była "przerażona" i "odebrało jej mowę".
"W moim mieście były trzy kina. Nocne maratony filmowe były jedyną okazją do tego, by móc wyjść wieczorem" - wspomina Smutniak. Artystka zapowiada, że 29 sierpnia, podczas gali inauguracyjnej festiwalu w Wenecji, wygłosi krótkie przemówienie. "Boję się sceny" - dodała.
W tym roku aktorka była już na festiwalach w Berlinie i w Cannes, gdzie nie zdołała jednak z braku czasu, obejrzeć żadnego filmu. Wyjaśniła, że nie będzie ich oglądać także w Wenecji, z której wyjedzie po inauguracji festiwalu, aby spędzić z córką Sophie jej 8. urodziny.
Ojciec dziewczynki aktor - amator Pietro Taricone, zginął dwa lata temu w wypadku podczas skoku ze spadochronem.
"La Repubblica" podkreśla, że prestiżowa rola na weneckim festiwalu jest wielkim powrotem Polki po tej osobistej tragedii.
"We Włoszech jest mój dom, choć nikt nie potrafi wymówić mojego nazwiska. Ale moja dusza jest polska; jestem pesymistką z małą dawką pozytywnego myślenia" - powiedziała aktorka.
Smutniak zapewniła jednak, że uważa się za osobę mającą szczęście, także w bolesnych chwilach. "Bo szczęście w życiu i poczucie szczęścia to coś, co trzeba uznać i przeżywać zgodnie z tym, czym są. I ja tak zrobiłam" - dodała.
"W wieku 30 lat zrobiłam pisemnie bilans mojego życia. Saldo było pozytywne. Od tego czasu żyję w pokoju z samą sobą"- powiedziała polsko-włoska gwiazda.