Beata Tadla: Ostrzegali, że będzie ciężko
Trzeba sobie radzić z tą zmianą – mówi ogólnie Bata Tadla. O tym, że zaczęła przygodę z tańcem we dwójkę, a kontynuuje go już w pojedynkę.
Rozmowa z nią jest jak taniec. Jak krążenie wokół głównego tematu: jej życia, ledwo go dotykając. Krok w tył, znów krok w tył, jeden do przodu i zaraz w bok. Właśnie wróciła z treningu, zaraz rusza do pracy, a po pracy znów trening, do godz. 23. Nie ma kiedy robić tego, co zwykle bardzo lubi, gotować w domu. Dla siebie i dla mężczyzny życia, 17-letniego syna Jaśka. Na szczęście on sam umie się zatroszczyć o siebie. Taniec jej pomaga, wyzwala i nie zamierza rozstawać się z nim nawet, gdy skończy się program.
Późno pani teraz wraca. Jak syn radzi sobie sam w domu, kto gotuje?
Beata Tadla: - Zazwyczaj sama przygotowuję posiłki. Często po pracy robię zakupy, a potem stoję "przy garach". I naprawdę to lubię. Lubię też mieć pewność, że syn znajdzie coś zdrowego w domu. Dbam, by miał wartościowe śniadania, ale ostatnio mam tak intensywny czas, że nic nie wyskakuje samo z lodówki, ja przeszłam na "pudełka", więc Jasiek liczy niemal wyłącznie na siebie. Co nie jest wielkim problemem, bo jest od dawna samodzielny.
Co umie przyrządzić?
- Jasiek mniej więcej od ósmego roku życia potrafi coś ugotować. Najpierw były to proste potrawy, a teraz - mam wrażenie - kuchnia w ogóle nie ma przed nim tajemnic. A tak na co dzień? Zajrzy do lodówki, znajdzie szpinak, to makaron ze szpinakiem, w zamrażarce warzywa mrożone, to makaron z warzywami. Musi mieć tylko produkty. Czasem wykorzystuje resztki z poprzedniego dnia.
Robi zakupy spożywcze do domu?
- Ostatnio tak. Ale narzeka, że wszystko drogie... Ja mu odpowiadam: witam w dorosłym życiu. Sam robi pranie, zmywa, opiekuje się dziećmi i tak zarabia własne pieniądze. Jeśli jeszcze zacznie sprzątać swój pokój, to będzie pełnia szczęścia.
Nie trafia się pani czasem, tak w tajemnicy, jakiś hamburger po drodze?
- Ja właściwie nie wiem, co to hamburger, hot dog. Fast foodów nie jem w ogóle. Odżywiam się bardzo świadomie, dlatego też sama stoję przy tych garnkach. Rano wyciskam soki warzywno-owocowe, nie używam niemal soli, cukru - wcale. Bardzo lubię przyrządzać pasty warzywne i sałaty. Nie jem mięsa, ale syn je. Uwielbia na przykład indyka na szpinaku z tagliatelle.
Czyli kuchnia śródziemnomorska?
- Zdecydowanie. A teraz będzie w ogóle wspaniale i łatwiej pod każdym względem, bo przed świętami przyjechali do mnie rodzice. Mam kochanych rodziców, są wspaniałymi ludźmi. Bardzo mnie wspierają, to mnie wzrusza. Zawsze mogłam na nich liczyć, w każdym momencie mojego życia. Pojawią się też na widowni "Tańca z gwiazdami", bo mocno mi kibicują.
A jak reaguje syn?
- Jest dumny, cieszy się. Na próbę generalną przyprowadził ostatnio kolegów i koleżanki. Przychodzi zawsze na program na żywo, trzyma kciuki. Gdy w czwartym odcinku byłam zagrożona, miał w oczach większe przerażenie niż ja.
Zaangażowała się pani w taniec. Co więc będzie "po"?
- Przygoda z tańcem nie skończy się. Chociaż zawsze byłam aktywna fizycznie - pływam, chodzę z kijkami, ćwiczę jogę - to nie wiedziałam, jak taniec kształtuje ciało. Trzeba pracować wszystkimi mięśniami. Tego nie można robić mechanicznie. Trzeba być tym tańcem.
A jakim tańcem pani jest? Nie wiem dlaczego, ale mnie kojarzy się pani z tangiem.
- Tego jeszcze nie znam, nie tańczyłam go jeszcze. Ale tango zawsze szalenie mi się podobało: te ruchy głową, te wszystkie gesty. Po końcu programu zaczynam od razu chodzić na zajęcia z tańca towarzyskiego, pewnie z latynoamerykańskiego.
Dlaczego akurat latino do pani przemawia?
- Tańce latynoskie są mi bliższe niż standardowe, jakoś bardziej pasują do mojego charakteru. Na dodatek w sukienkach do standardu wyglądam jak wielka beza... Bo ja malutka jestem, więc falbany, tiule i krynoliny nie dla mnie.
Ile pani ma wzrostu?
- 158. I więcej nie będzie. Ale dlaczego miałabym przejmować się czymś, na co nie mam wpływu? Mam mnóstwo dystansu do siebie, a humor często jest moją tarczą. Z siebie też się śmieję!
Ulubione buty to więc...?
- Szpilki. Nie umiem chodzić bez obcasów.
Ale ma pani trampki?
- Mam. Na koturnie. Mam też na obcasach kalosze i klapki do chodzenia po domu.
Na koturnach?
- Dokładnie. Gdy nie mam ich pod ręką, chodzę na palcach. Tak się przyzwyczaiłam. W przeciwnym wypadku bolą mnie nogi.
I tak zawsze pani ma?
- Ostatnio przeszłam moment przemiany. Dotąd nie pokazywałam się "nie zrobiona" - nieumalowana, nieuczesana. A teraz okazało się, że nie mam z tym problemu. Nie ma to znaczenia. Przestało się liczyć, czy mam pomalowane rzęsy, czy nie. Zaczęłam się pokazywać na portalach społecznościowych prosto z sali treningowej. Spocona, wymięta, z niedbałym kokiem na głowie. I co? I nic. Taka jestem. Niczego nie udaję. Wiadomo, że telewizja rządzi się swoimi prawami, tam trzeba mieć fryzurę i makijaż. Ale gdybym tak samo wyglądała na treningu, zakupach czy na basenie, to dopiero byłoby dziwne! Pozwalam sobie więc na naturalność. Na uśmiech, wzruszenie, na całą gamę emocji, które widać na mojej twarzy.
Dlaczego pani płacze?
- Czasem z bólu. Bezstresowy, wydawałoby się, temat, jakim jest taniec, wyzwala różne stany. I fizyczne, i emocjonalne. Ja się łatwo wzruszam. Wyrzucam emocje. Bo ludzie powinni je wyrzucać, płakać, krzyczeć, śmiać się wtedy, gdy tak czują, nie wolno kumulować tego w sobie. Taniec to wszystko uwalnia. A ja nie chcę nosić w sobie szczególnie tej złej energii, więc chcę ją wytańczyć.
"Taniec trafił na trudny czas" - powiedziała pani w filmiku przed występem.
- Fakt. Miało być zupełnie inaczej, ale życie potoczyło się innym planem, niekoniecznie kompatybilnym z moim. Trzeba więc sobie radzić z tą zmianą. Nie było w tym żadnej strategii ani specjalistów od promocji. Nie oddałam swego życia w opiekę public relations. Nie potrzebuję litości, tylko - jak każdy - wsparcia. Oceniana chcę być jedynie za to jak tańczę.
Na pierwszy rzut oka tańczenie wygląda tak łatwo.
- Prawda? Też mi się tak wydawało z pozycji kanapy. Wielka mi robota, półtorej minuty zatańczyć. Ale żeby te półtorej minuty przygotować... Kiedy ktoś mi mówił: "Zobaczysz, będzie ciężko", myślałam wtedy: "Co tam, wielkie halo, poruszać się do muzyki". Ile tu trzeba się tymczasem namęczyć, żeby skoordynować pracę palców, stóp... podeszwa... pięta... łydka, noga prosta, noga zgięta...
Głowa w tę, biodro w tamtą... A pierwszy zapamiętany taniec w życiu?
- Jako nastolatka lubiłam naśladować Madonnę. Miałam magnetofon Grundig...
Ja miałam Kasprzaka, trochę słabiej...
- Ale mój Grundig był pożyczony od wujka. Słuchałam na nim kaset z Madonną i tańczyłam w domu do "Papa Don’t Preach". Poszłam do lumpeksu i kupiłam dużą marynarkę, żeby wyglądać jak Madonna.
Proszę sobie wyobrazić ogromną salę balową, a na niej dookoła artyści, piosenkarze, aktorzy, politycy. Czas nie gra roli. Kogo zaprasza pani do tańca?
- George’a Michaela. To mój ulubiony muzyk. Bardzo za nim tęsknię. Był od zawsze. Gdy odszedł, trzy dni przepłakałam. Często słucham jego piosenek w samochodzie, zwłaszcza lubię "Freedom", tekst o wolności jest mi bardzo bliski. Muzyki słucham głównie w samochodzie. I często śpiewam na cały głos.
Wygląda pani pięknie, przepraszam, ale chyba najlepiej od lat.
- Nie chciałabym mieć znowu trzydziestu lat. Dobrze się czuję. Gdy zaczęłam pracę, miałam 17 lat, zawsze byłam najmłodsza w zespole. Pracowałam bardzo ciężko, żeby wszystkim udowodnić, że w związku z tym, że jestem najmłodsza, nie jestem najgłupsza. Stąd moje przekonanie, że wciąż należy się rozwijać i mieć w sobie mnóstwo pokory. Teraz w redakcji czy wśród studentów na uczelni, sama mogę podzielić się wiedzą i doświadczeniem. I dopiero teraz wiem, że zapracowałam sobie na to dzielenie. Tak, po 40-tce czuję się najlepiej. Jeszcze nie jestem stara, ale już nie młoda.
I nawet biega pani w adidasach, między pracą, a treningiem - na płaskiej podeszwie.
- Nie, nie! W trampkach na koturnie!
Normalnie jest inaczej?
- Normalnie jest zdecydowanie inaczej. Codzienność to wysokie obcasy. Nie bolą mnie nogi w szpilkach, ale teraz mnie wszystko boli. Nie narzekam jednak. Chcę wykonać zadanie najlepiej jak potrafię.
Emocje w tańcu przeszkadzają czy pomagają?
- Powiem tak: moje życie osobiste nie jest już związane z "Tańcem z gwiazdami". Teraz jestem związana z tym show sama. Na tym się teraz skupiam, bo podjęłam wyzwanie i chcę mu sprostać. Zewsząd mam ogromne wsparcie, chociaż i tak na końcu każdy jednak jest sam. Ale wiadomo, że raźniej idzie się przez życie ze wsparciem.
Anna Ratigowska