Jan Kliment: Metryka nie ma znaczenia
Nie wyobraża sobie życia bez tańca, choć na parkiet po raz pierwszy wyszedł jako 18-latek. Jan Kliment opowiada o przyjaźni ze swoją partnerką, aktorką Ewą Kasprzyk, z którą odpadli w ćwierćfinałowym odcinku show, oraz zdradza, z kim chciałby zatańczyć w kolejnej edycji.
Panie Janie, jaka była pierwsza reakcja, kiedy usłyszał pan, że będzie tańczył z Ewą Kasprzyk?
Jan Kliment: - Pomyślałem, że to wspaniale!
Dlaczego?
- Ponieważ Ewa jest niesamowitą kobietą i wielką osobowością. Jest także świetną aktorką, a ja bardzo chciałem, by tym razem moją partnerką taneczną była właśnie aktorka. Poznaliśmy się już jakiś czas temu, wiedziałem więc, że tańczenie z nią będzie niezapomnianym przeżyciem.
I jest, dla nas, widzów, także. A pierwszy trening z panią Ewą pan pamięta?
- Doskonale! Weszła do sali i powiedziała: "Janek, ja tu przyszłam tylko po to, żeby się nauczyć tańczyć! I nie interesuje mnie, jak to zrobisz, ale musisz mnie nauczyć!" (śmiech). Wcześniej tańczyła jedynie w zespole folklorystycznym, więc zaczynaliśmy od zera. Na szczęście jest wysportowana, bo całe życie trenowała, nawet boks, więc jej kondycja i wytrzymałość są w porządku.
Pani Ewa jest dojrzałą kobietą, ale nie robi z tego problemu. Mam wrażenie, że to wręcz jej atut.
- Zdecydowanie tak. Jest bardzo pewna siebie, w tym dobrym znaczeniu. Wie, że nic nie musi, na rynku medialnym ma ugruntowaną pozycję. Z taką osobą tańczy się o tyle lepiej, że nie ma ciśnienia, że koniecznie trzeba wygrać, bo taka wygrana będzie przepustką do dalszej kariery.
Co nie znaczy, że można sobie odpuścić...
- Nigdy nie można odpuszczać i my dajemy z siebie wszystko. Powiem więcej, nie ograniczamy się w pogłębianiu trudności. Sięgamy po coraz bardziej skomplikowane figury i kroki.
Efekt piorunujący, bo szczerze mówiąc, pewnych rzeczy, jak na przykład podnoszenia, nie spodziewałabym się po was.
- To też jest fascynujące. W tańcu z Ewą metryka przestaje istnieć. Jest plan, żeby zrobić podnoszenie, no to robimy!
Jak wygląda komunikacja między państwem? To jest na zasadzie "Synku, ja tego kroku nie zrobię!"?
- Śmieję się, że jesteśmy na trzecim etapie znajomości. Pierwszy to było takie trochę matkowanie mi. Drugi był etapem przyjaźni, ale i zawodowego docierania się. Teraz role się odwróciły. Ewa na treningach jest pod moją ojcowską opieką i słucha się bezwzględnie we wszystkim.
Wspomniał pan o metryce, a pani Ewie z odcinka na odcinek ubywa lat!
- I centymetrów w talii. Ona się śmieje, że może nie będzie Kryształowej Kuli, ale za to talia osy! Ma do siebie ogromny dystans.
Widzowie to czują, bo chcieli was bardzo długo oglądać w programie.
- Ewa pokazuje, że na nic w życiu nie jest za późno. Możemy w każdym wieku sięgać po wszystko!
Na taniec też nigdy nie jest za późno i pan jest tego dowodem...
- Owszem, swoją przygodę z tańcem zacząłem dopiero w wieku 18 lat. Obejrzałem film "Dirty Dancing" i zamarzyło mi się, by być jak Patrick Swayze.
I porzucił pan swój zawód wyuczony, czyli...
- Hutnictwo! Choć wiedziałem, że nie będę pracować w hucie. Chciałem być pilotem, ale ze względu na amalgamatowe plomby nie przyjęto mnie do szkoły. Wybrałem taniec, co bardzo nie spodobało się mojemu tacie.
Bo to mało męskie?
- Tak. Przez trzy lata był na mnie za to obrażony. Na szczęście wybaczył.
Dziś wyobraża pan sobie swoje życie bez tańca?
- Zdecydowanie nie, bo to praca połączona z pasją. Zauważyłem też, że wszystkie moje zawodowe marzenia zawsze związane są z tańcem.
Marzy się panu jakieś nazwisko w kolejnej edycji programu "Dancing with the Stars"?
- Tak. Chciałbym bardzo zatańczyć z Jolantą Kwaśniewską. Kto wie, może się uda...
Ewelina Kopic
Nie przegap swoich ulubionych filmów i seriali! Kliknij i sprawdź nasz nowy program telewizyjny!