Monika Miller: Działaczka mediów społecznościowych
Dla show-biznesu Monikę Miller odkrył dziadek Leszek Miller, publikując jej wizerunek w mediach społecznościowych. Od tego czasu kariera medialna fotomodelki idzie jak burza. Ostatnio z powodzeniem radzi sobie w "Tańcu z Gwiazdami".
Gdybyś znalazła się w encyklopedii XXI wieku, to jaki byłby opis pod twoim nazwiskiem?
Monika Miller: - Teraz za wcześnie o tym mówić, ale bardzo bym chciała zostać opisana jako artystka, działaczka mediów społecznościowych.
Czujesz się obywatelem świata?
- Tak. Zostałam wychowana w europejskich klimatach. Miałam zawsze bardzo dużo znajomych, rówieśników z różnych stron świata. I szczerze mówić, nie wyobrażam sobie, by mogło być inaczej.
Wyobrażasz sobie żyć w czasach, czy w krajach, skąd nie można swobodnie podróżować?
- Absolutnie nie!
Jaki kierunek przed tobą?
Bardzo chciałbym pojechać do Azji. Byłam już w Tajlandii, ale marzą mi się Chiny, zwłaszcza Hongkong, Japonia - Tokio.
Masz kompleksy, czy jesteś pewną siebie dziewczyną?
- Im więcej mam kompleksów tym jestem bardziej pewna siebie i tym bardziej chcę się spełniać i realizować na różnych płaszczyznach. U mnie to właśnie tak wygląda.
Historia twojego życia jest zapisana w tatuażach na twoim ciele. Co one o tobie mówią?
- Moje tatuaże na pewno mówią, że bardzo dużo przeszłam, że mam bardzo dużo do powiedzenia i, że moje życie jak do tej pory nie było nudne.
Kto cię wspiera w tych najważniejszych, najtrudniejszych, ale i najpiękniejszych momentach? Na kogo zawsze możesz liczyć?
- Teraz powiedziałabym, że tak najbardziej, najbliżej to moja przyjaciółka, agentka, menadżerka - Sylwia. Jest dla mnie jak matka, jak siostra, jak babcia.
Lista twoich pasji, zainteresowań jest bardzo długa. Właśnie dorzuciłaś do niej śpiew (13 września, w piątek, wypuściłaś singiel "W bezruchu" jako MONAMI) i taniec - zadebiutowałaś tego samego dnia na parkiecie "Tańca z Gwiazdami".
- Im więcej doświadczeń, tym więcej można pokazać światu. taniec i śpiew absolutnie wpisują się w mój świat. To język bardzo mi bliski. Dla mnie bomba!
Skąd pomysł na płytę?
- Pomysłu na płytę jeszcze nie mam. Chcę zacząć od epki, czyli czterech singli. Pomysł czekał na realizację dziewięć lat. Śpiewanie to było moje hobby numer jeden od piętnastego roku życia, ale byłam tak zakompleksiona, że jedyne osoby, które słyszały mój głos to byli moi nauczyciele. Nikt więcej. Minęło dziewięć lat i nagle producenci, inni artyści, moja agentka zaczęli mnie namawiać i udało się!
A jak brzmiało zaproszenie do show Polsatu?
- Miałam dziesięć czy jedenaście lat, kiedy show pojawiło się w polskiej telewizji. Wtedy najbardziej mi się podobał! I teraz, po latach, kiedy sama dostałam zaproszenie, by stanąć na parkiecie jako gwiazda pomyślałam: "Fajnie, ale to jest strasznie ciężka praca, a ja nie mam nic wspólnego z tańcem. Czy dam radę?". Wzięłam oddech i uznałam, że jeśli inni dają radę, to ja też mogę spróbować. A jeśli chodzi o Janka (Jan Kliment - przyp. red.), to wszyscy mi mówili, że nie mam co liczyć na parę właśnie z nim, bo każda dziewczyna w tej edycji chce z nim tańczyć, więc nie mam szans.
Co Janek powiedział na waszym pierwszym treningu?
- Pierwszy trening był bardziej spotkaniem z człowiekiem, zapoznaniem ze sobą nawzajem, z parkietem. Janek patrzył jak się ruszam, jak słyszę muzykę. Przyznaję, że przez pierwszy tydzień byłam zestresowana!
Jaki jest bilans tych treningów?
- Jestem przyzwyczajona do wysiłku. Prawie codziennie chodzę na siłownię i jak do tej pory nie miałam ani razu zakwasów, ale po jednym z treningów trafiłam do kliniki ortopedycznej. Prześwietlenie wykazało, że mam złamane żebro. Tańczę tak już trzy tygodnie i nie zamierzam przestać.
Zmieniłaś dietę na potrzeby tańca?
- Nie, ale zauważyłam, że więcej jem. Kurczak i ryż to moja baza.
Pierwszy taniec w twoim życiu to była studniówka, czy inne okoliczności?
- W gimnazjum zamiast WF-u mieliśmy zajęcia taneczne. Przyznaję, strasznie nie lubiłam tych lekcji. Mało tego, moja nauczycielka powtarzałam mi, że jestem jak drewno, że nie potrafię się ruszać i nie powinno mnie tu być. To była święta prawda, więc starałam się dostać do klasy judo, które trenowali chłopcy. Dlatego mam nieprzyjemne wspomnienia z tańcem.
Spotkał cię też hejt ze strony koleżanek w podstawówce, co bardzo odchorowałaś. Jak dziś patrzysz na tamten czas?
- Mogę powiedzieć, że jestem dziś silniejsza. Na pewno nauczyłam się, aby być ostrożniejszą jeśli chodzi o wpuszczanie ludzi do swojego życia. Do tej pory wychodziło mi to gorzej niż lepiej. Dziś wolę mieć mniej znajomych, ale prawdziwych.
Na jaki taniec czekasz?
Bardzo chciałabym zatańczyć walca wiedeńskiego.
Twoje najmocniejsze strony?
- Jestem uparta. Czasem nawet sama sobie robię na złość. I konsekwentna. Tego mnie nauczył dziadek, że jak się coś zaczyna to trzeba to skończyć.
Skoro wywołałaś dziadka. Gdyby dziadek nie pochwalił się tobą przed światem, nadal siedziałabyś w sieci czy show-biznes to twoje miejsce na Ziemi?
- Gdyby ktoś mnie wtedy zapytał: "Hej, może chciałabyś być w show-biznesie?", na tamten moment, kiedy to wszystko się zaczęło, powiedziałabym, że nie. Dla mnie to było straszne doświadczenie, że ludzie na podstawie twojego wyglądu, nie znając cię, oceniają i to jadą po bandzie. A ja miałam takie kompleksy, że gdyby ktoś powiedział mi, że jestem gruba, brzydka, głupia, to zamknęłabym się w sobie na dobre. Tak się nie stało. Po prostu, pewnego dnia obudziłam się w show-biznesie i nie mogłam już nic z tym zrobić.
Beata Banasiewicz