"Gwiezdne wojny", poza wszystkim innym, to zbiór niezwykłych i zapadających w pamięć charakterów. Mimo, że najczęściej są to bohaterowie czarno-biali, a na moralną czy etyczną szarość w sadze nie było wiele miejsca, fani bezwarunkową miłością obdarzają postacie takie, jak Han Solo, Leia czy Darth Vader.
Jednak "Gwiezdne wojny" to także mnóstwo niezwykłych postaci, o których fani nieco zapominają, albo nigdy nie zdawali sobie nawet sprawy z ich istnienia. Oto zatem kilkoro bohaterów, którym należy się przysłowiowe "pięć minut" sławy.
Jek Porkins, czyli inaczej Czerwona Szóstka (Red 6) pojawił się podczas ataku na pierwszą Gwiazdę Śmierci. Poza bohaterską i efektowną śmiercią, ten rebeliancki pilot niemałych rozmiarów, nie zasłużył się niczym innym. Mimo to, a właśnie może dzięki temu, wśród części fanów zyskał on status postaci kultowej i dorobił się setek, jeśli nie tysięcy memów ze swoim udziałem. Ciekawostką jest także to, iż aktor wcielający się w Jeka - William Hootkins - ma na swoim koncie role w kilku innych, ikonicznych filmach, takich jak "Flash Gordon", "Poszukiwacze Zaginionej Arki" czy też "Batman" Tima Burtona.
Generała McQuairre poznaliśmy z kolei w drugiej odsłonie oryginalnej trylogii - "Imperium kontratakuje". To jeden z dowódców rebelianckiej bazy na śnieżniej planecie Hoth. Jego postać zasług ma jeszcze mniej, niż wspomniany wcześniej Jek i w filmie przeoczy ją niemal każdy, ale wyjątkową czyni ją wcielający się w generała aktor - Ralph McQuarrie. Jest to bowiem legendarny twórca koncepcyjnych grafik dla wszystkich części "Gwiezdnych wojen". To w znaczniej mierze właśnie dzięki niemu zachwycać możemy się także wizualną stroną Gwiezdnej Sagi.
Lobot to milczący zarządca Miasta w Chmurach i prawa ręka Lando Calrissiana. Jego znakiem rozpoznawczym jest opasający czaszkę implant, który pozwala mu łączyć się bezpośrednio z komputerem miasta. Jest to kolejna postać, która w filmowej odsłonie sagi nie miała zbyt wiele do roboty, ale już w oficjalnych komiksach (w Polsce ukazują się nakładem wydawnictwa Egmont) prezentuje się on znacznie ciekawiej. Także w najnowszej książce - "Star Wars. Koniec i Początek", która właśnie ukazała się nakładem wydawnictwa Uroboros - jest zapowiedź tego, że w uniwersum "Gwiezdnych wojen", Lobot nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.
Chewbacca - tego włochatego jegomościa przedstawiać nikomu chyba nie trzeba, ale tutaj wystąpi on jako doskonały przykład "mistrza drugiego planu". Uwielbiany przez fanów "futrzak", w filmie traktowany jest jako "tępy osiłek" albo jak maskotkę. W związku z tym przestaje dziwić, że jego zasługi są na okrągło bagatelizowane. Najlepszym przykładem deprecjacji dokonań Wookieego jest ostatnia scena "Nowej Nadziei", w której to odznaczenia dostają oczywiście Luke Skywalker oraz Han Solo, ale o medalu dla Chewiego już nikt nie pomyślał.
Jeśli jednak Wookiee może czuć się pokrzywdzony, to co powiedzieć ma R2-D2? Ten dzielny astromechaniczny droid ratował głównych bohaterów we wszystkich sześciu częściach serii. Używając swoich licznych narzędzi i odnóży, decydował o losach galaktyki. Mimo to przez niemal wszystkich traktowany jest jak rzecz, którą rozporządzać można wedle własnego widzimisię. Co tylko dowodzi, że droidy, bardziej nawet niż wszelkie inne mniejszości, w świecie "Star Wars" są dyskryminowane.
Ale dość już o tym, bo czas przejść do ostatniej postaci, którą jest nie kto inny, a sam Luke Skywalker. Ale co on tu w ogóle robi? Każdy go przecież zna, nikt go nie przeoczył i nie zapomniał. Nikt, poza J.J. Abramsem, który z sobie tylko znanych przyczyn (zapewne do końca strzegąc szczegółów fabuły) wykluczył postać Luke’a Skywalkera z wszelkich trailerów, zapowiedzi i materiałów promocyjnych "Przebudzenia Mocy". Poczekajmy jeszcze miesiąc, a przekonamy się, jak dużą rolę w "Przebudzeniu Mocy" odegra ostatni z rycerzy Jedi.
Polska premiera filmu "Gwiezdne wojny: Przebudzenie mocy" odbędzie się 18 grudnia 2015 roku.
Warto dodać, że do końca listopada sagę "Gwiezdne wojny" można oglądać na antenie AXN!
Wojciech Wiśniewski, autor bloga CountdownToAwakening