Sanatorium miłości
Reklama

Janina "Nina" Busk o "Sanatorium miłości": To program idealny dla mnie

To kobieta wulkan i tornado w jednym. Kocha życie, zabawę, taniec do białego rana i doborowe towarzystwo. Jak mało kto potrafi celebrować chwile. Nic więc dziwnego, że właśnie Nina najszybciej zdobyła serca widzów programu "Sanatorium miłości".

To kobieta wulkan i tornado w jednym. Kocha życie, zabawę, taniec do białego rana i doborowe towarzystwo. Jak mało kto potrafi celebrować chwile. Nic więc dziwnego, że właśnie Nina najszybciej zdobyła serca widzów programu "Sanatorium miłości".
"Wszystko, co robię, robię wyłącznie dla siebie. Opinie innych mnie nie interesują" - przyznaje 62-letnia Nina /TVP /materiały prasowe

Kto lub co skłoniło panią, aby zgłosić się do programu?

- Namówiła mnie przyjaciółka, która uznała, że to program idealny dla mnie. Zgłosiłam się dosłownie w ostatnim momencie. Napisałam maila i nagrałam filmik o sobie, potem odbył się casting, aż pewnego dnia dostałam telefon z zaproszeniem.

Pokazała się pani w programie jako kobieta temperamentna, energiczna i wesoła.

- Od dziecka taka jestem. Ubóstwiam tańczyć, śpiewać i bawić się. Po mnie nigdy nie widać problemów, bo zawsze jestem uśmiechnięta. Gdy mam kłopoty, to nie płaczę, tylko włączam w domu głośno muzykę i śpiewam oraz tańczę.

Reklama

Artystka?

- A nieee, tak bardziej prywatnie. W Egipcie szejkowie mi pieniądze na scenę wrzucali, gdy tańczyłam. Właśnie tam nauczyłam się świetnie tańczyć. Stąd te moje ozdoby arabskie, te orientalne ruchy.

Jak to się stało, że tańczyła pani w Egipcie?

- Zwyczajnie. Egipskie tancerki często wciągały mnie na scenę. Nie mogę wytrzymać, jak słyszę muzykę, muszę tańczyć.

Chodzi pani na dancingi?

- Nie, ponieważ w Toruniu, gdzie mieszkam, nie ma dancingów, tylko dyskoteki dla młodzieży. Co prawda blisko naszego pięknego Torunia jest Ciechocinek, więc można tam pojechać na fajfy. Ostatnio, gdy byłam prywatnie w sanatorium, bawiłam się codziennie, oprócz poniedziałków. Całe cztery tygodnie przetańczyłam.

Podobno przez wiele lat mieszkała pani za granicą?

- Najdłużej w Anglii, ponad pięć lat. W Ameryce Północnej byłam dwa razy, po pół roku. Mieszkałam też w Niemczech oraz Holandii.

Podróże to kolejna z pani pasji?

- Och, tak! Miałam pieniądze, więc podróżowałam. Każdy kraj jest piękny. Nie ma znaczenia, czy człowiek jest biały, żółty czy czarny. Ze wszystkimi się dogaduję. Wciąż się dziwię, jak ludzie, którzy nigdy nie byli za granicą, mogą krytykować innych! Tak samo z jedzeniem. Ktoś mówi, że czegoś nie lubi, a nigdy tego nawet nie miał w ustach. Weź posmakuj, człowieku, a potem powiesz, że czegoś nie lubisz!

Jak pani wspomina swój udział w "Sanatorium miłości"?

- Cudownie. To mądry, wartościowy program. Pokazuje, że ludzie po 60. chcą żyć. Kiedyś 50-letnia kobieta to była stara baba. Teraz widzę piękne 80-latki. Moje ciocie do końca były zadbane, z makijażem, w koralach. Z takiej rodziny jestem.

Rozmawiała Edyta Madej

Tele Tydzień
Dowiedz się więcej na temat: Sanatorium miłości
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy