Marta Manowska nie tylko o "Rolnik szuka żony": Nigdy nie jest za późno na miłość
- Jestem dobrym duchem, który towarzyszy bohaterom – mówi gospodyni show "Rolnik szuka żony". Marta Manowska opowiada o nowym programie i swoich marzeniach.
Skończyła się pełna emocji 5. edycja programu "Rolnik szuka żony" . Jak pani ocenia ten sezon?
- Był bardzo życiowy. Moim zdaniem to kolejna lekcja akceptacji tego, jak jesteśmy różni, jakich wyborów dokonujemy i jakie pobudki kierują nami przy tworzeniu relacji i w życiu w ogóle. Te zwroty akcji pokazały, że nie da się niczego zaplanować i być pewnym wszystkiego do końca. Każdy z nas zmaga się z przeszłością, ze związkami, w które jest lub był uwikłany. To uczy uważnego spoglądania na drugiego człowieka, bo przecież każdy z nas skądś przyszedł i dokądś idzie. Dlatego zawsze wspieram uczestników programu, a nigdy ich nie oceniam.
Rozumiem, że jako pierwsza swatka Rzeczypospolitej (uśmiech) mimo tych zawirowań, jakich doświadczają bohaterowie, wierzy pani w siłę miłości?
- Oczywiście. Wierzę też w siłę naszego programu. Potwierdzają to takie momenty, jak śluby par skojarzonych w poprzednich edycjach. Kiedy patrzę, jak rosną ich dzieci, zdaję sobie sprawę z ogromnej mocy sprawczej "Rolnika...". Podobne refleksje towarzyszyły mi podczas odcinka świątecznego, który niedawno nagrywaliśmy. Z tej okazji odwiedziłam kilka naszych par. Wspaniale jest patrzeć, jak wychowują dzieci, jak czekają na potomków i obserwować rozkwit uczucia u tych, którzy odnaleźli miłość po wielu latach samotności.
Moc programu to jedno, ale widzowie kochają go też ze względu na panią. Angażuje się pani w życie bohaterów. Razem z nimi przeżywa ich wzloty oraz porażki.
- Cieszę się, że widzowie to dostrzegają i doceniają, bo dokładnie tak jest. W programie jestem taka, jak w codziennym życiu. Nie udzielam rad. Staram się po prostu być przy drugiej osobie, która mnie potrzebuje. Tego samego oczekuję od swoich przyjaciół - wsparcia i obecności. I tak postępuję w programie. Jest dużo trudnych momentów, ale i pięknych chwil. Zdarza mi się przeżywać je długo po zejściu z planu. Nie sposób się przed tym bronić, poznając bohaterów. Przez te długie miesiące tworzy się między nami silna więź.
Pani wrażliwość i otwartość wynika z tego, że także doświadczyła pani w życiu zawirowań, nie tylko sercowych?
- Absolutnie tak! Moje życie jest sprzęgnięte z tym programem. Nie przychodzę na plan i nie wypowiadam z góry wyuczonych tekstów. Ta praca angażuje wszystkie emocje. Te, które mi towarzyszą w życiu, przekładają się na to, jaka jestem. Stąd właśnie bierze się moja empatia. Największą radością jest dla mnie, kiedy bohaterowie przeżywają dobre chwile. Gdy doświadczają trudnych momentów, po prostu przy nich jestem. Taka jest moja rola.
Czego się pani od nich nauczyła?
- Akceptacji dla naszej różnorodności i ciekawości drugiego człowieka. Zawsze byłam osobą tolerancyjną, ale te spotkania dają mi jeszcze więcej empatii, wrażliwości i szerszego patrzenia na nasze niedostatki czy problemy. A nade wszystko zaangażowania. Inaczej się nie da.
A jakby pani siebie określiła? Dziennikarka, wspomniana już swatka, a może psycholog?
- Szczerze? Nie wiem. (uśmiech) Jestem chyba takim dobrym duchem, a nade wszystko jestem sobą!
Nie oczekuję, że zdradzi nam pani finał odcinka specjalnego. Ale statystyki po poprzednich edycjach to sześć ślubów. Jak pani sądzi, czy po tej ostatniej także gdzieś zabiją weselne dzwony?
- Jest na to duża szansa. Nie mogę powiedzieć nic więcej, ale potencjał jest. (uśmiech) Wśród osób, które odnalazły się w programie uczucie kwitnie. Natomiast te, którym nie udało się znaleźć drugiej połówki, są zdeterminowane i otwarte, by dalej szukać.
Zarówno pani, jak i ekipa programu utrzymujecie kontakt z bohaterami poprzednich sezonów. Jesteście wielką rolniczą rodziną?
- Tak, choć nie spotykamy się zbyt często, bo wir życia na to nie pozwala. Ale jak już się widzimy, to wszystkim nam towarzyszy poczucie więzi. Łączy nas przyjaźń, a to przecież jedno z najsilniejszych i najcenniejszych uczuć.
A czy Marta Manowska jest spełniona uczuciowo?
- Jeszcze nie. (śmiech) Ale mam przeczucie, że jestem na dobrej drodze i pewność, że los przynosi miłość wtedy, gdy jesteśmy na nią w pełni gotowi.
Jeśli już jesteśmy przy darach losu, to pani przyniósł nowy program - "Sanatorium miłości". Uchyli pani rąbka tajemnicy na temat tej nowej produkcji?
- Bardzo się cieszę na ten program, bo ludzie starsi także marzą o tym, by w jesieni życia znaleźć partnera lub partnerkę. Często są to osoby samotne, które nie spotkały dotychczas nikogo odpowiedniego, nie miały szczęścia lub takie, które zostały same po śmierci partnera albo rozwodzie. Wszystkie pragną mieć kogoś u swego boku. O tym właśnie będzie "Sanatorium miłości". Chcemy, by uczestnicy poczuli radość, doświadczyli rzeczy, na które wcześniej nie mieli czasu bądź energii. Wrócili do swoich niespełnionych marzeń. Oprócz poszukiwań drugiej połówki, czeka ich także mnóstwo atrakcji, m.in. zabiegi w doskonałym sanatorium "Równica" w Ustroniu. Nasi bohaterowie-seniorzy spędzą tam czas w prawdziwie bajkowej scenerii. Będziemy skoncentrowani na ich potrzebach i to oni poprowadzą nas, ekipę programu za rękę. Oczywiście nie zabraknie głębokich rozmów. Jednak najważniejszym przekazem programu jest motto: nigdy nie jest za późno na miłość!
Wygląda na to, że szykuje się kolejny telewizyjny hit, a pani znowu będzie jego dobrym duchem.
- To dla mnie nowe wyzwanie, więc czuję także lekkie zdenerwowanie. Ale z "Rolnikiem..." jestem zżyta na zawsze. To się nigdy nie zmieni.
Uspokójmy fanów "Rolnika...". Program nie zniknie z anteny?
- Absolutnie! Już jest zapowiedziana szósta seria. Na plan ruszamy po Nowym Roku.
Tymczasem rozmawiamy tuż przed świętami. Czego pani życzyć pod choinką i w zbliżającym się 2019 roku?
- Miłości, bo to ona jest w życiu najważniejsza.
Rozmawiała Joanna Bogiel-Jażdżyk
Marta Manowska urodziła się 31 marca 1984 roku w Siemianowicach Śląskich. Jest absolwentką wydziału dziennikarstwa na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach. Studiowała też historię sztuki na Uniwersytecie de Valladolid w Hiszpanii. Karierę dziennikarską zaczynała w Programie III Polskiego Radia, ale szybko pochłonęła ją telewizja. Od 2014 jest gospodynią polskiej edycji "Rolnik szuka żony". Jej pasją są dalekie podróże i aktorstwo. Grała na deskach warszawskiego Teatru Capitol. Ma w dorobku role epizodyczne w serialach i teledyskach.
***Zobacz materiały o podobnej tematyce***