Od "Rzymu" do "Mentalisty"
"W kinie rolę scenarzystów przejęły efekty specjalne. Ale w telewizji nie wykręcisz się sianem, bo nikt tego nie będzie oglądał" - wyznaje Bruno Heller, twórca takich serialowych hitów, jak "Rzym" i "Mentalista".
W Polsce jego nazwisko stało się rozpoznawalne po sukcesie, jaki odniósł niezwykle popularny w naszym kraju "Rzym". On sam przyznaje, że początek tej produkcji nie zapowiadał późniejszego sukcesu - czytamy w "Newsweeku".
"Wyobraź sobie brytyjską obsadę i amerykańskich producentów. Niby wszystko w porządku, bo język ten sam a tu nagle się okazuje, że na planie panuje kompletny brak porozumienia - inne akcenty sprawiały że te same słowa nabierały dziwnych znaczeń. Początek kręcenia Rzymu upłynął nam pod znakiem totalnego chaosu" - wyznaje Heller w "Newsweeku".
Jego kolejny sukces wiąże się już z całkowicie inną konwencją stylistyczną. "Mentalista" wzorowany jest na serialach kryminalnych z lat 70. i 80., między innymi na legendarnym "Colombo". Jedyna różnica polega na tym, że bohater "Mentalisty", to nie policjant, a ktoś w rodzaju... wróżki, przynajmniej początkowo.
"Gdziekolwiek jesteś spacerując ulicami natykasz się na ulotki reklamujące usługi medium, astrologa, wróżki. Oczywiście większość z nich to oszuści, ale dzięki niezwykłemu zmysłowi obserwacji na ogół potrafią powiedzieć nam to, co chcemy usłyszeć. Ci najlepsi po prostu patrzą na człowieka, jak się rusza, mówi, i już wiedzą, co mają mu powiedzieć" - opowiada scenarzysta.
I dodaje: "Idea serialu była prosta - weźmy najlepszego na świecie mentalistę, który oszukuje klientów, wmawiając im, że utrzymuje kontakty ze zmarłymi".
Heller nigdy nie dążył do zrobienia kariery w Hollywood. Nie zależy mu też na napisaniu scenariusza do wielkiego hitu kinowego.
"Kiedy piszesz scenariusz serialu, nikt nie czepia się zwrotów akcji, pomysłów fabularnych. Jeśli producent ingeruje, to tylko na poziomie dialogów - żeby były dajmy na to bardziej współczesne. W Hollywood scenarzysta jest niewolnikiem producenta i musi za każdym razem naginać swoją wizję do tego, co zdaniem producenta się sprzeda" - twierdzi Heller.
"Możesz mieć swój udział w produkcji takiego hitu jak "Transformers 2" , ale twój autentyczny wkład w ten projekt równa się niemal zeru" - wyjaśnia.
Scenarzysta jest zdania, że telewizja amerykańska realizuje obecnie lepsze i ciekawsze seriale, niż filmy, które powstają w Hollywood.
"W Hollywood film stał się produktem, istotne jest nie to jaki będzie, tylko jak się sprzeda. A to zależy tak naprawdę nie od jego jakości, tylko od pieniędzy włożonych w promocję. Dlatego od dobrych kilku lat telewizja stała się miejscem, w którym mogą spełniać się i spełniają się ci, którym zależy na powiedzeniu czegoś od siebie" - twierdzi Heller.
"W telewizji nie puścisz ludziom półproduktu, bo nikt nie będzie tego oglądał. Musisz czymś zaskoczyć widza, mieć pomysł, jak stworzyć własny świat, który go uwiedzie" - kończy scenarzysta.