Aktor uciekał przed kloszardami
Dzięki głównym rolom w takich filmach jak "Polak potrzebny od zaraz" Kena Loacha, "Mała Moskwa" Waldemara Krzystka i "Mniejsze zło" Janusza Morgensterna, a także serialowi "Londyńczycy" Lesław Żurek w ciągu zaledwie dwóch lat stał się najbardziej rozchwytywanym polskim aktorem młodego pokolenia.
W tej ostatniej produkcji aktor gra Andrzeja, który przyjechał do Londynu po lepsze życie i pracę. Żurek wyznaje, że miał dosyć podobne doświadczenia.
"Ja pracowałem w USA. Ale to było moje zajęcie wakacyjne, wiedziałem, że wrócę za trzy miesiące. Natomiast Andrzej przenosi za granicę całe swoje życie. Wtedy jest się mniej pewnym. Trzeba to nadrabiać czymś innym, może właśnie udawaniem" - twierdzi artysta.
W odróżnieniu od niektórych bohaterów "Londyńczyków", aktor miał też niemal zawsze zapewnioną pracę za granicą.
"Raz tylko, w Palm Springs, okazało się, że zarabiam mniej niż kosztuje nocleg. Razem z koleżanką pracowaliśmy wtedy w aquaparku i musieliśmy podjąć decyzję: zostajemy czy szukamy lepszej pracy na własną rękę. Tydzień błąkaliśmy się po San Diego, z ostatnimi dolarami w kieszeni. Sypiając na korytarzu w hostelu, dzięki uprzejmości portiera, geja, któremu się chyba spodobałem" - opowiada.
Gwiazdor niezbyt miło wspomina tamten wypad.
"Myślałem, że osiwieję. Tym bardziej, że opiekowałem się koleżanką. Samemu byłoby mi pewnie łatwiej. Raz chodziliśmy nocą po mieście i nagle, nie wiadomo skąd, pojawili się kloszardzi. Kiedy zobaczyli moją blond koleżankę, to ruszyli wszyscy w jej stronę, krzyknąłem tylko: W nogi!. To była niebezpieczna przygoda" - wyjaśnia Żurek.
W swoim ostatnim filmie "Mniejsze zło", aktor zagrał człowieka gotowego na wszystko dla sukcesu. Rozkładając postać Kamila na czynniki pierwsze, artysta wyznaje, że polubił swojego bohatera.
"Kiedy czytałem scenariusz pierwszy raz, Kamil nie przypadł mi do gustu. Z każdym kolejnym czytaniem i rozmowami z reżyserem lepiej go poznawałem. Byłem w stanie zrozumieć postępowanie w warunkach, w jakich egzystował. Nawet kiedy podejmował złą decyzję, to potrafiłem przymknąć na to oko. Sam byłem zaskoczony, że polubiłem tego człowieka, ale chyba powinienem był go polubić, żeby dobrze go zagrać" - przekonuje.
Mimo tego Żurek mówi, że w życiu prywatnym nie stosuje raczej zasady Kamila, że cel uświęca środki.
"Łatwiej mi się zasypia, kiedy nie muszę postępować jak Kamil. Chcę pozostać w zgodzie z sobą. Nie chcę się naginać" - kończy gwiazdor.