Swoim talentem i nieskrępowaną niczym wyobraźnią od lat czaruje widzów na całym świecie. Na jego animacjach, takich jak: "Mój sąsiad Totoro" (1988), "Spirited Away: W krainie Bogów" (2001) czy "Ruchomy zamek Hauru" (2004) wychowało się niejedno pokolenie. Legendarny współzałożyciel studia Ghibli Hayao Miyazaki zapowiedział, ze "Chłopiec i czapla" (2023) to jego ostatni film przed przejściem na zasłużoną emeryturę. Byłoby to piękne, wzruszające pożegnanie, ale czy aby na pewno... pożegnanie?
Hayao Miyazaki kilkukrotnie przymierzał się już do tego, by wycofać się z działalności twórczej, ale za każdym razem, na całe szczęście, tej obietnicy nie dotrzymywał i wracał. Jest szansa, że tym razem będzie podobnie, zwłaszcza że jego współpracownicy uchylili ostatnio rąbka tajemnicy, przekonując, że wielki mistrz miał przyjść do studia z nowymi pomysłami. I choć czas nie stoi w miejscu, osiemdziesięciodwuletni Japończyk w "Chłopcu i czapli" udowodnił, że pod względem artystycznym wciąż czuje się jak młodzieniaszek.
O tym, jak bardzo wyczekiwana była to produkcja, niech świadczy fakt, że otworzyła ona dwa bardzo ważne festiwale filmowe - w Toronto oraz San Sebastián. Co więcej, podczas uroczystej gali inaugurującej drugą z tych imprez Hayao Miyazaki uhonorowany został prestiżową nagrodą za całokształt twórczości. I w pewnym sensie "Chłopiec i czapla" tę wieloletnią artystyczną drogę udanie podsumowuje. To kino będące kwintesencją tego, do czego przyzwyczailiśmy się, oglądając animacje sygnowane przez studio Ghibli. A zatem zachwycające wizualnie, pobudzające wyobraźnię, rozszerzające horyzonty, ale również pozwalające na refleksję. I to nad tymi najbardziej podstawowymi wartościami, jak miłość, strata, przyjaźń czy trudy wieku dorastania.