"Lincoln": Dykteryjki i związki partnerskie
Wojna secesyjna to chyba najważniejsza historyczna trauma Stanów Zjednoczonych. Trudno się dziwić, że tak często pojawia się w kinie amerykańskim. Równie chętnie - w wersji bardziej lub mniej serio - sięgano po postać Abrahama Lincolna, 16. prezydenta USA zamordowanego w zamachu przez aktora. Steven Spielberg połączył dwa w jednym i opowiedział o losach słynnej 13. poprawki, znoszącej niewolnictwo w Ameryce. Powstał teatr telewizji, choć z pewnością efektowny.
I z pewnością w doborowej obsadzie. Daniel Day-Lewis to aktorski geniusz, problem jedynie w tym, że postać Lincolna w filmie Spielberga według scenariusza Tony'ego Kushnera ("Monachium") wygląda tak, jakby przed chwilą zeszła z marmurowego fotela, wyrzeźbionego przez Daniela Chestera Frencha w Waszyngtonie. Nawet zabawne i błyskotliwe dykteryjki, jakie opowiada jeden z najwybitniejszych w historii USA prezydentów, czy rodzinne scenki z synem nie pomagają ożywić postaci. Daniel Day-Lewis filmowany jest jak "Postać" i mimo jego talentu, nic z tym fantem zrobić nie można.
Lepiej natomiast wypadają role "okołolincolnowe". Uwagę zwraca zwłaszcza Tommy Lee Jones jako mieszający z błotem przeciwników politycznych Thaddeus Stevens, zagorzały zwolennik wolności Afroamerykanów i równouprawnienia. Sally Field jako Mary, żona Lincolna, swoją grą jedynie wzmacnia wrażenie, że oto oglądamy teatr telewizji na dużym ekranie. Gorzej wypadają młodsi aktorzy, np. Josep Gordon-Levitt, jakby przytłoczeni wybitnym towarzystwem.
Bezsprzecznie po raz kolejny (vide "Czas wojny") najmocniejszym punktem w niezwykle rozwleczonym filmie Spielberga stają się zdjęcia Janusza Kamińskiego. Mimo dość ostrej konkurencji, trzymam kciuki za trzeciego Oscara dla polskiego operatora. To zdecydowanie mistrz operowania światłocieniem. W "Lincolnie", podobnie jak we wcześniejszych filmach, Spielberg subtelnie wplata historyczno-filmowe nawiązania, m.in. do D.W. Griffitha, lecz bez talentu Kamińskiego, z pewnością sceny te wypadły o wiele słabiej.
"Lincoln" może zachwycić scenografią i kostiumami, z pietyzmem odwzorowywaną Ameryką lat 60. XIX w. Uchwalenie 13. poprawki do amerykańskiej konstytucji było historycznym momentem w dziejach nie tylko Stanów Zjednoczonych. I waga tego wydarzenia, jak i sama postać Lincolna, Spielberga i Kushnera przygniotły. W efekcie wyszedł film rzemieślniczo bardzo dobry, wysokobudżetowy, widowiskowy i, niewątpliwie, Oscarowy (już za same powiewające flagi amerykańskie zgarnie pierwszą statuetkę), ale zarazem akademicki. Narracji brakuje życia. Główny wątek, czyli polityczne przepychanki na drodze do uchwalenia 13. poprawki, uzupełniają scenki rodzajowe z rodzinnego życia Lincolna, ale całości brakuje tempa.
Jest wzniośle, choć przyznaję, że sceptycznie podejrzewałam początkowo o wiele więcej patriotycznych uniesień. Mimo wszystko Spielberg nie oparł się pokusie i w zakończeniu wykorzystuje przemówienie Lincolna dla "subtelnych" nawiązań do aktualnej sytuacji Stanów na arenie międzynarodowej. W końcu Spielberg sam podsuwa pomysł, w jaki sposób temat można było ugryźć, wkładając w usta Mary uwagę o tym, że w przyszłości ludzie powinni pamiętać o kobiecie, która stała koło Lincolna, by zrozumieć, jakie to wszystko było trudne dla zwykłych ludzi. Perspektywa kobiet, perspektywa Afroamerykanów? Może w ten sposób łatwiej byłoby odbrązowić Lincolna.
Z pewnością w polskich realiach ostatniego czasu "Lincoln" nabiera pewnej wartości naddanej. Przez ponad dwie godziny śledzenia przepychanek wokół 13. poprawki i ostatecznej dyskusji w kongresie, nie mogłam odpędzić skojarzenia z niedawną debatą na temat związków partnerskich. Argumenty o "prawie naturalnym", Bogu i wartościach chrześcijańskich, obrażanie współobywateli... Cóż, albo historia lubi się powtarzać, albo głupota ludzka jest wieczna. Może warto byłoby stworzyć jakąś polską parodię "Lincolna", z uchwalaniem ustawy o związkach partnerskich w tle? Tylko Lincolna nam niestety na razie brak.
6,5/10
---------------------------------------------------------------------------------------
"Lincoln", reż. Steven Spielberg, USA 2012, dystrybutor: Imperial-Cinepix, premiera kinowa 1 lutego 2013 roku.
---------------------------------------------------------------------------------------
Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!
Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!