"Spadkobiercy": Królewskie bezdroża
"Spadkobiercy", reż. Alexander Payne, USA 2011, dystrybutor Imperial - Cinepix, premiera kinowa 17 lutego 2012 roku.
"Spadkobiercy" to obok filmów "Artysta" oraz "Hugo i jego wynalazek" najpoważniejszy w tym roku kandydat do zdobycia najważniejszego Oscara. W odróżnieniu od dzieł Hazanaviciusa i Scorsese, produkcja Alexandra Payne'a nie jest jednak kolejnym hołdem oddanym magii kina, lecz apoteozą codzienności, uwzniośleniem ludzkiej egzystencji, a przy okazji wszystkiego, co się z nią wiąże.
Payne zniknął na kilka lat z radarów kinomanów, by teraz powrócić w świetle chwały. Jego najnowszy film to niezwykle prosta formalnie, ale głęboka treściowo, a przy okazji bardzo szczera, opowieść o człowieku targanym wątpliwościami.
W "Spadkobiercach" można z łatwością odnaleźć elementy, które zapewniły sukces poprzednim dziełom reżysera. Jest tu afirmacja życia żywcem przeniesiona z "Bezdroży", ale i niemożność poradzenia sobie z tragiczną sytuacją, znana ze "Schmidta". Najważniejsze jednak, że niespiesznie opowiadana przez Payne'a historia potrafi prawdziwie przyciągnąć uwagę widza, zainteresować losami wszystkich bohaterów.
Najważniejszym z nich jest grany przez George'a Clooneya Matt King, mieszkający na Hawajach prawnik, który na kilka dni przed podjęciem niezwykle ważnej biznesowej decyzji dowiaduje się, że jego żona, przebywająca obecnie w śpiączce po tragicznym wypadku, zdradzała go.
Nie dość więc, że musi poradzić sobie z dwójką dorastających córek - 10-letnią Scottie (Amara Miller) oraz 17-letnią Alex (Shailene Woodley) - z którymi jego kontakty ograniczały się dotąd do minimum (Matt jest pracoholikiem), to jeszcze stoi nad nim banda spragnionych pieniędzy, niczym sępy padliny, kuzynów, którzy liczą na krociowe zyski ze sprzedaży zarządzanej przez Matta ziemi - stanowiącej dziedzictwo "królewskiej" (obecnie już tylko z nazwiska) rodziny.
Jakby nie dość miał kłopotów, to dodatkowo Matt ze wszystkich sił stara się dowiedzieć się z kim (a co za tym idzie dlaczego) zdradzała go żona. Jej wypadek i prawdopodobnie nieodwracalna śpiączka było czymś, co nim wstrząsnęło, ale to wieść o niewierności ukochanej tak naprawdę zburzyła jego świat. Poznanie przyczyn jej zachowania wydaje mu się zatem jedyną metodą, by go odbudować, a tajemniczy kochanek jedną z niewielu osób, które mogą mu w tym pomóc.
Historia opowiadana przez Payne'a, z pewnością nie byłaby tak wiarygodna, gdyby nie wcielający się w Kinga - mężczyznę, który znalazł się w przełomowym momencie swojego życia - George Clooney. Aktor gra tu nieco wbrew swojego wizerunkowi, naznaczonemu takimi kreacjami, jak: Danny Ocean, Michael Clayton czy Ryan Bingham ("W chmurach"). To już nie zabawny, inteligentny i wygłaszający ironiczne uwagi przystojniak w świetnie skrojonym garniturze, tylko zagubiony, niepewny siebie i głęboko zraniony ojciec rodziny w krótkich spodenkach, wzorzystych koszulach i japonkach.
Mimo tych "ułomności" Clooney jest w swej kreacji niezwykle naturalny i przekonujący, tym razem oprócz wyglądu posiada po prostu bagaż doświadczeń. To dzięki nim, w pewnym momencie jego bohater uświadamia sobie, że nie może już naprawić popełnionych błędów, ma za to szansę zmienić swoje (i nie tylko) życie na lepsze.
Oprócz aktorskimi - poza Clooneyem na uwagę zasługuje przede wszystkim Woodley - kreacjami, największą siłą "Spadkobierców" jest ożywcze podejście do dobrze znanych klisz fabularnych, unikanie łatwych rozwiązań, opowiadanie o przyziemnych sprawach w interesujący sposób. To dzięki temu ta pogodna opowieść, wypełniona błyskotliwymi dialogami i psychologiczną przenikliwością, zapada w pamięć.
W swej słodko-gorzkości, tragikomiczności i niecodziennej zwyczajności, którą ogląda się w załzawionym uśmiechu, po prostu przypomina życie.
7,5/10
Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!
Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!