Oscary 2012
Reklama

"Mój tydzień z Marilyn": Magia "Marilyn"

"Mój tydzień z Marilyn" ("My Week with Marilyn"), reż. Simon Curtis, USA / Wielka Brytania 2011, dystrybutor Forum Film, premiera kinowa 3 lutego 2012 roku.

"Czy mam być "nią"?" - pyta Michelle "Monroe" Williams zadurzonego w niej Colina, gdy w czasie zwiedzania zamku Windsor zbiera się służba, by podziwiać... No właśnie, kogo? "Marilyn Monroe" - najsłynniejsza kobieta świata, ikona, jedna z ostatnich gwiazd starego, hollywoodzkiego star system. Jedynym minusem uroczego filmu Simona Curtisa jest właśnie brak choćby próby obejścia owego cudzysłowu. Próby ukazania czegoś więcej niż to, co już utrwalone zostało w popkulturze.

Z pewnością wiąże się to z samym scenariuszem opartym na wspomnieniach Colina Clarka, chłopaka z angielskiej, arystokratycznej rodziny, który marzył o karierze filmowca, został pisarzem i dokumentalistą. Determinacją udaje mu się zdobyć pracę trzeciego reżysera (czyt. chłopca na posyłki) przy produkcji filmu Laurence'a Oliviera "Książę i aktoreczka". Jest rok 1956. Sukces "Pół żartem, pół serio" ma dopiero nadejść, lecz Monroe już stała się mega-gwiazdą i symbolem seksu. Ta "Marilyn" już istnieje - jej wygląd, gesty, spojrzenie.

Reklama

"Mój tydzień z Marilyn" można krytykować (powątpiewano m.in. w autentyczność relacji Clarka dotyczącej jego romansu z aktorką), lecz Curtis w gruncie rzeczy zdecydował się na poetykę podkreślającą subiektywny wymiar całej historii. To "Marilyn" 23-letniego chłopca, zafascynowanego doświadczoną 30-letnią aktorką, która swoim sposobem zachowania "kruchej, słabej kobietki" dała mu chwilowe poczucie męskiej siły. Ów subiektywizm jest z jednej strony wadą filmu, bo jedynie powiela utrwalone w kulturze wizerunki i obiegowe opinie dotyczące Monroe (niedojrzała emocjonalnie, rozchwiana, słaba psychicznie, niepewna siebie, uzależniona od leków i miłości). Z drugiej jednak strony, w pewien sposób pozwala dotknąć rąbka tajemnicy fenomenu gwiazdy.

"Marilyn Monroe" - trudno wytłumaczyć, tego trzeba doświadczyć. "Marilyn" to nie tylko gwiazdorska aura, uroda, wdzięk, tak często pojawiająca się w teorii filmu fotogenia czy trudny do wskazania "czynnik X", przemieniający na ekranie szarą myszkę w gwiazdę. "Marilyn" w dzisiejszej wyobraźni widzów łączy w sobie wszystkie elementy budujące "magię starego kina".

"Mój tydzień z Marilyn" doskonale rekonstruuje atmosferę lat 50., z angielską arystokracją i aktorami wychowanymi w najlepszych szkołach i teatrach. Plan "Księcia i aktoreczki" staje się preludium do lat 60. Metoda Lee Strasberga zderza się z tradycją angielskiego teatru, salonowe maniery z amerykańską spontanicznością, brytyjskie gwiazdorstwo z Hollywood. Stara Anglia z młodzieńczą Ameryką.

Simon Curtis tworzy urokliwą bajkę, która bawi, wzrusza, a przede wszystkim czaruje nas gwiazdą Monroe. Nie powiodłoby mu się jednak to, gdyby nie Michelle Williams. Przyznam, że gdy ogłoszono obsadę filmu Curtisa, miałam wątpliwości, czy Williams, przy całym swoim aktorskim potencjale, jest w stanie wcielić się w tę rolę. Williams jako Monroe jest po prostu niezwykła. Przede wszystkim tworzy interesujący portret aktorki, dla której nie tyle sława, co właśnie wepchnięcie w konający w latach 50. system gwiazd, wytwarzający "aktorów-typy", staje się piętnem. Monroe-Williams gra seksbombę i gwiazdę, która pragnie być aktorką, wciąż niepewną swojego talentu, a przede wszystkim filmowej intuicji. Sprawdza się również stara gwardia - Kenneth Branagh jako Laurence Olivier, mistrzowska Judi Dench jako Dame Sybil, Julia Ormond jako Vivien Leigh. Niestety roli nie udźwignął Eddie Redmayne. Jego Colinowi zdecydowanie zabrakło wyrazistej osobowości.

"Czy mam być "nią"?" - pyta Monroe i zaczyna na schodach swoje przedstawienie. Prawda jest taka, ze choćbyśmy krytykowali Curtisa za podtrzymywanie określonego schematu ukazywania Monroe i tak w głębi serca pragniemy "jej". Naszej Marilyn Monroe.

8/10


Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Simon | Simon Curtis
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy