Nowe Horyzonty 2011
Reklama

Nocne szaleństwo we Wrocławiu

Znany twórca animacji Mariusz Wilczyński, który jest na Nowych Horyzontach bohaterem jednej z retrospektyw, zapytany o wrażenia z festiwalu, odpowiada: - Ta publiczność jest wyjątkowa! Kto nie wierzy, powinien był się wczoraj wybrać na wieczorny pokaz kultowego klasyka "Rocky Horror Picture Show".

Swobodna festiwalowa atmosfera udziela się zresztą nie tylko publiczności, lecz również twórcom. Z Wilczyńskim rozmawiałem kilka dni temu, kiedy opowiadał mi o swym najnowszym projekcie pełnometrażowej, autobiograficznej animacji "Zabij to i wyjedź z tego miasta". Wczoraj łapie mnie w drodze do kina Helios, gdzie odbywa się większość festiwalowych pokazów. - Gdzie to pan redaktor się tak spieszy?

Rozpoczynamy krótką pogawędkę. Wilczyński nie może nadziwić się chłonnej wiedzy i pełnej filmowej wrażliwości nowohoryzontowej widowni. - Kurde, w Nowym Jorku jak pokazujesz film to potem wyjść ci nie dają, trzy godziny potrafią cię męczyć. A u nas? - Czy są jakieś pytania? Cisza... - Ale tutaj jest inaczej, to najlepsza publiczność, jaką miałem w Polsce - mówi Wilczyński i dodaje: - Nie mówię tego, żeby Gutek się ucieszył, ale naprawdę uważam, że tu jest najlepsza atmosfera do pokazywania filmów. Jak będę robił polską premierę "Zabij to i wyjedź z tego miasta", odbędzie się ona najprawdopodobniej na Nowych Horyzontach.

Reklama

To, co wydarzyło się wczoraj podczas pokazu słynnego musicalu "Rocky Horror Picture Show", pokazało, że publiczność Nowych Horyzontów potrafi nie tylko wchodzić w dialog z kinowymi twórcami, lecz przy okazji świetnie się bawić. Kiedy tylko na ekranie pojawiły się czerwone usta, a z głośników zabrzmiała otwierająca film piosenka, cała sala zaczęła nucić słowa refrenu przeboju: "Science fiction, double feature...". Potem było jeszcze lepiej. W trakcie ckliwej piosenki "Over the Frankenstein Place" na sali, wzorem koncertowych pościelówek, pojawiły się wzniesione w górę zapalone zapalniczki, z kolei podczas wykonywania hitu "Sweet Transvestite" cała widownia wyklaskiwała rytm piosenki.

"Rocky Horror Picture Show" pokazywane jest na Nowych Horyzontach w ramach cyklu Nocne Szaleństwo, który w tym roku poświęcony jest filmom zaliczanym do kręgu "midnight movies", czyli kultowych obrazów, które najczęściej prezentowane były w USA w wybranych kinach o północy, gromadząc co wieczór wierną publiczność. Inicjatorem wrocławskich pokazów jest filmoznawca Michał Oleszczyk, który przetłumaczył na polski klasyczną książkę "Midnight Movies" autorstwa dwóch wybitnych krytyków: Jonathana Rosenbauma i J. Hobermana. Obaj są gośćmi festiwalu, spotykając się z publicznością po każdym z nocnych pokazów, w ramach których prezentowane są również m.in. "Głowa do wycierania" Davida Lyncha, czy "Różowe flamingi" Johna Watersa.

Wydaje mi się, że wiem skąd bierze się tak żywiołowa reakcja publiczności na "Rocky Horror Picture Show" - mówił po seansie Rosenbaum. - Ten film jest ekranizacją teatralnego przedstawienia, ale jego twórcy podczas adaptacji popełnili wszelkie możliwe błędy realizacyjne. Kamera nie jest ustawiona tam, gdzie powinna stać, montaż jest niezborny. To jest po prostu wyjątkowo słaby technicznie film - ocenił Rosenbaum, dodając: - Publiczność pełni więc w trakcie seansu rolę krytyków, dopowiadając to, czego nie zrobili twórcy.

Rosenbaum przypomniał też, jak wyglądały słynne pokazy "Rocky Horror Picture Show". - Najczęściej show zaczynało się jeszcze zanim pojawiły się napisy początkowe. Ci wszyscy ludzie, poprzebierani za postaci z filmu, dzień w dzień czekający o określonej porze przed budynkiem kina na kolejny seans. To niezwykle ożywiało całą dzielnicę. Prawdziwe przygody zaczynały się jednak w trakcie seansów. To, co widzieliśmy we Wrocławiu to jeszcze nic. Tam najczęściej ludzie wchodzili na scenę tuż przed ekran i razem z filmowymi postaciami wykonywały wszystkie numery - powiedział Rosenbaum.

- Były też inne przejawy interakcji. Często używano pistoletów na wodę, psikając nią po widowni. Doszło do tego, że część przychodziła na seanse ze swoimi parasolami, które otwierano w określonym momencie. Kiedyś byłem na jakimś jubileuszowym pokazie, na który zaproszona została również Susan Sarandon [gra w filmie postać Janet Weiss - red.]. Siedziałem trzy rzędy za nią i muszę przyznać, że jej reakcja była wyjątkowa. Była jedyną osobą na sali, która skoncentrowana była wyłącznie na tym, co działo się na ekranie. Pozostała część widowni po prostu cały czas rozglądała się na boki, śledząc reakcję swoich sąsiadów. Nie film był dla nich najważniejszy, tylko wspólnotowe doświadczenie - zakończył Rosenbaum.

Znamienne, że na Nowych Horyzontach spotkać możemy obydwa modele reakcji publiczności. Kiedy podczas seansu "20 papierosów" Jamesa Benninga - minimalistycznego filmu, który pokazywał 20 kolejnych osób wypalających po jednym papierosie - ekranowa sytuacja notorycznie rozbawiała część widowni, na straży porządku stanął jeden z widzów, tubalnym głosem krzycząc na całą salę: "Jak wam się nie podoba i się nudzicie, zawsze możecie wyjść z seansu. Nie przeszkadzajcie innym". Chciałbym go widzieć podczas projekcji "Rocky Horror Picture Show".

Tomasz Bielenia, Wrocław

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Rocky | szaleństwo | W.E. | Nowe Horyzonty
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy