Najlepsze dokumenty
Reklama

"Skąd dokąd": Film Maćka Hameli nagrodzony w Wielkiej Brytanii

Film "Skąd dokąd" Maćka Hameli dokumentujący ewakuację ludzi z ogarniętej wojną Ukrainy otrzymał główną nagrodę jury konkursu międzynarodowego podczas 30. Sheffield DocFest - poinformował Polski Instytut Sztuki Filmowej.

Film "Skąd dokąd" Maćka Hameli dokumentujący ewakuację ludzi z ogarniętej wojną Ukrainy otrzymał główną nagrodę jury konkursu międzynarodowego podczas 30. Sheffield DocFest - poinformował Polski Instytut Sztuki Filmowej.
Kadr z filmu "Skąd dokąd" /materiały prasowe

Film "Skąd dokąd" Maćka Hameli nagrodzony w Wielkiej Brytanii

Jak przypomniano na stronie internetowej PISF, "Sheffield DocFest to największy festiwal filmu dokumentalnego w Wielkiej Brytanii, odbywający się od 1994 roku".

"Jubileuszowa, 30. edycja festiwalu odbyła się w dniach 14-19 czerwca. Jurorzy, Kim Longinotto, Rodrigo Reyes i Vinay Shukla, w uzasadnieniu nagrody dla 'Skąd dokąd' napisali: 'Podczas oglądania filmów konkursowych znaleźliśmy wrażliwe, piękne wizje, które łączą zarówno rzemiosło, jak i fabułę, otwierając nasze serca na wspólnotę człowieczeństwa. Jeśli filmy dokumentalne mają znaczenie, jeśli w ogóle mają być istotne i ważne, muszą łączyć nas z życiem innych. (...) Jako jury byliśmy oszołomieni genialną prostotą tego filmu, który czyni nas pasażerami uniwersalnej odysei przetrwania i exodusu'" - czytamy w komunikacie.

Reklama

Premiera obrazu odbyła się w maju podczas festiwalu Millennium Docs Against Gravity. Kilka dni później pokazano go w sekcji ACID 76. festiwalu w Cannes.

"Skąd dokąd" dokumentuje ewakuację ludzi z kraju ogarniętego wojną. Trzy dni po inwazji Rosji na Ukrainę reżyser kupił vana i jako wolontariusz zaangażował się w pomoc ukraińskim uchodźcom. Początkowo przewoził ich z granicy. Po tygodniu przejechał na drugą stronę, by zabierać ludzi z najbardziej zagrożonych regionów. W filmie splatają się doświadczenia kilkuset pasażerów w różnym wieku, różnych płci, poglądów, wierzeń i pochodzenia. Wszystkie te osoby łączy potrzeba znalezienia schronienia, w którym będą mogły żyć - z dala od najbliższych, którzy nie chcą opuszczać kraju lub razem z tymi, którzy są na to gotowi. Często także razem z ukochanymi czworonogami.

"Byłem jednym z wielu, którzy zaangażowali się w pomoc Ukraińcom. To było pospolite ruszenie, z którego znamy siebie z historii. Myślę, że to był u nas właśnie taki moment, który spowodował, że tysiące ludzi wybrało się na granicę, by zabierać znajdujących się tam uchodźców do swoich domów, na dworce i na lotniska. Tak się złożyło, że szybko zorientowałem się, że potrzeba jest jeszcze większa po drugiej stronie i już po tygodniu woziłem ludzi po Ukrainie. Pomogła w tym moja znajomość języka rosyjskiego, a także to, że mam dużo przyjaciół w Ukrainie. Prosili mnie, żebym zabrał ich rodziny" - wspomniał Hamela w maju w rozmowie z PAP.

Pomysł, by jego akcja przerodziła się w dokument, pojawił się po trzech tygodniach przeprowadzania ewakuacji. Niektóre z nich miały bardzo długie trasy, a reżyser zaczął już odczuwać fizyczne zmęczenie. Postanowił poprosić swojego przyjaciela, operatora Wawrzyńca Skoczylasa, by mu towarzyszył i pomagał kierować nocami. Do grona wymieniających się w trakcie podróży operatorów dołączyli też Yura Dunay i Marcin Sierakowski, a także Piotr Grawender, który później został producentem filmu razem z Maćkiem Hamelą. Stworzyli dobrze rozumiejący się zespół, dzięki czemu przemierzający zniszczone, ukraińskie miasta van stał się dla Ukraińców azylem, przestrzenią do rozmów, zwierzeń i wspomnień.

"Miałem kontakt telefoniczny właściwie do każdej osoby, którą wiozłem. Dzwoniłem do nich, uprzedzając, że na pokładzie będzie kamera, żeby mogli wyrazić sprzeciw. Nikogo nie stawialiśmy w sytuacji, że udział w filmie jest obowiązkowy. Ale nawet ci, którzy mówili, że przed kamerą na pewno nic nie powiedzą, sami zaczynali opowiadać. Bardzo szybko zrozumiałem, że mają taką wewnętrzną potrzebę, by nie tylko podzielić się ze mną swoim doświadczeniem, ale też przekazać je światu. Dla wielu z nich byłem pierwszym obcokrajowcem, którego widzieli od miesięcy. Chcieli opowiedzieć mi, co naprawdę ich spotkało. To była bardzo silna i ważna potrzeba także w kontekście zmasowanej propagandy rosyjskiej i kampanii dezinformacyjnej, która miała miejsce w pierwszych miesiącach wojny" - zwrócił uwagę twórca.

PAP
Dowiedz się więcej na temat: Skąd dokąd
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy