Arnold Schwarzenegger jest przekonany, że wygrałby wybory prezydenckie w USA
Widzowie trzyodcinkowego dokumentu "Arnold" poświęconego filmowemu "Terminatorowi" mogli przekonać się, że życie Arnolda Schwarzeneggera napędza ogromna ambicja i niezaspokojony głód realizowania się w różnych dziedzinach. Okazuje się, że Arnold nie powiedział "hasta la vista" polityce. W niedawnym wywiadzie gwiazdor przyznał, że byłby idealnym kandydatem na prezydenta Stanów Zjednoczonych. Co więcej, jest przekonany, że gdyby startował w wyborach, miałby wygraną w kieszeni. Niestety Arni musiałby najpierw zmienić amerykańską Konstytucję, w myśl której o ten urząd mogą ubiegać się jedynie obywatele urodzeni w Stanach Zjednoczonych.
Polityczne ambicje urodzonego w Austrii aktora - który, jak deklarował w swoim dokumencie, mentalnie od zawsze czuł, że jest Amerykaninem - budziły spore kontrowersje i zaskoczenie od samego początku.
Mimo to Arnold Schwarzenegger udowodnił, że utytułowany kulturysta, później gwiazda filmowa ze sporym sukcesem może sprawować urząd gubernatora stanu Kalifornia. Co więcej, już w 2016 roku mówiło się, że aktor nie zaspokoił swoich politycznych ambicji tą funkcją i mierzy znacznie wyżej, aż do Gabinetu Owalnego.
Wiele wskazuje na to, że 75-letni gwiazdor nie pożegnał się z marzeniami o prezydenturze. W programie "Who's Talking to Chris Wallace?" dziennikarz wprost zapytał byłego gubernatora, czy gdyby nie ograniczenia wynikające z Konstytucji Stanów Zjednoczonych chciałby ubiegać się o urząd prezydencki?
"Tak oczywiście" – odparł bez wahania aktor. "Myślę, że szerokie pole do popisu miałem w 2016 roku i myślę, że podobnie jest właśnie teraz. Czy dziś można wskazać osobę, która może zjednoczyć wszystkich? Dziś wyborcy częściej mierzą się z pytaniem - na kogo nie głosować, niż na kogo głosować?" – stwierdził dalej.
Dopytywany, czy zdecydowałby się wystartować w wyborach w 2024 roku odparł, że "absolutnie tak", podkreślając, że bez wątpienia zostawiłby konkurentów w tyle.
"Nie potrzeba tu wielkiego geniusza, ja widzę bardzo wyraźnie, że bez problemu wygrałbym wybory. Tak, jak ubiegałem się o funkcję gubernatora, było dla mnie jasne, że ludzie szukają nowej odpowiedzi, nie prawicy czy lewicy, ale kogoś, kto może zjednoczyć naród. Jest tak wiele rzeczy, które trzeba zrobić. I można to zrobić" – oznajmił bez wątpliwości.
Czytaj więcej: "Arnold" nie mówi Hasta la vista swojemu mitowi [recenzja]