Letnia przygoda z kinem Piotra Uklańskiego
Drugi dzień festiwalu w Gdyni (12 września) zdominowany został przez premierę filmu "Summer love" w reżyserii artysty i performera Piotra Uklańskiego. Zarówno pokaz prasowy z następującą po nim konferencją, jak i seans dla publiczności obfitowały w reakcje dalekie od letniości. Jedni, zbulwersowani, opuszczali salę kinową jeszcze w trakcie seansu, inni bronili reżysera przed atakiem skonsternowanych widzów. Sam Uklański o mało co nie przerwał konferencji prasowej, zdenerwowany napastliwymi pytaniami prowadzącego spotkanie Janusza Wróblewskiego.
Nie należy zapominać, że Piotr Uklański, pomimo że "Summer love" jest jego debiutem kinowym, nie należy już do młodzieniaszków. To zresztą symptomatyczne, że średnia wieku tegorocznych debiutantów to nieco ponad 40 lat. Ważniejszą wydaje się jednak inna sprawa. 38-letni artysta należy bowiem do innego świata niż środowisko filmowe. I choć miał już kontakt z Danielem Olbrychskim, to tylko zaoczny i nie na planie filmowym, a w galerii (słynny aktor pociął bowiem szablą prezentowaną w Zachęcie w 2000 roku wystawę Uklańskiego "Naziści").
Uklański jako artysta współczesny potraktował więc materię filmu eksperymentalnie (krytycy często określali "Summer love" właśnie jako eksperyment filmowy, a nie film), nic więc dziwnego, że postawił nieprzyzwyczajoną do stylistycznych, tylko do fabularnych łamigłówek gdyńską publiczność pod ścianą - oto bowiem poczuli się oni w sali kinowej jak w galerii sztuki współczesnej.
Jedną z wyróżniających zaś współczesną sztukę cech jest jej samozwrotność. Zamiast zajmować się rzeczywistością, w centrum swojego zainteresowania stawia ona samą siebie. "Summer love", pomimo że jest westernem, to tak naprawdę refleksja nad tym gatunkiem, a nawet więcej - w sztafażu westernowych rekwizytów oraz umiejscowionej na Dzikim Zachodzie akcji Uklański snuje refleksję nad mitami kultury masowej.
O czym bowiem opowiada ten - jak go określił sam reżyser - "psychologiczny western"? Niby wszystko jest tak, jak być powinno: jest szeryf (Bogusław Linda), jest Obcy (Karel Roden), jest Kobieta (Katarzyna Figura). Ale też - oprócz tego, że postaci te reprezentują pewne archetypy westernowe - wszystko stoi tu na głowie. Szeryf jest ślepy, rozkładający się trup Poszukiwanego (gnijący przez cały film Val Kilmer) przyjmuje czasem punkt widzenia kamery, a widzowie - w końcu na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych - zmuszeni są do czytania polskich napisów (film grany jest po angielsku).
O co w tym wszystkim chodzi? - takie pytania padały raz po raz z sali podczas konferencji prasowej, a speszony Uklański - nie bez racji - odpowiadał, że nie po to kręcił film, żeby teraz go objaśniać. Sztuka współczesna jest sztuką kontekstu, jest sklecona z przypisów - westerny z ducha antywesternowe kręcono już w latach 60. a takie nazwiska jak Sergio Leone czy Sergio Corbucci znane są nie tylko Piotrowi Uklańskiemu, który jednak wystrzega się od nazywania swego filmu hołdem czy pastiszem westernu. "To rodzaj hybrydy" - tłumaczył reżyser.
O ile jednak spaghetti westerny wymienionych twórców próbowały na nowo nakreślić mit Ameryki, stworzony w klasycznych pozycjach Johna Forda czy Howarda Hawkesa, tak film Uklańskiego - w kostiumie westernu - mierzy się z mitem popkultury.
Reżyser nie ukrywa bowiem, że jego sztuka, pomimo pewnej elitarności, jest sztuką analizującą mechanizmy popkultury. Dlatego Uklański zdecydował się na absurdalny z punktu widzenia filmowego efektu angaż Vala Kilmera, którego gaża nie dość, że "pożarła" większość budżetu, to jeszcze sam aktor nie napracował się zbytnio przy realizacji "Summer love" - od samego początku gra bowiem trupa.
Uklański zdaje sobie sprawę z mechanizmów współczesnego show-biznesu, ironicznie więc zaznacza "komercyjność" swego projektu już podczas czołówki, kiedy literka "S" z tytułu filmu, przemienia się w symbol dolara i opada z brzękiem jak okup, który reżyser musiał zapłacić za wzbudzenie zainteresowania swym filmem. Nie przypadkiem postać grana przez Kilmera to Poszukiwany (Wanted Man) - wydaje się, że jest on bardziej potrzebny twórcy filmu niż jego bohaterom.
Tropiciele śladów takich intertekstualnych zagrywek (Bogusław Linda jako szeryf to były tropiciel śladów) znajdą ich w filmie Uklańskiego o wiele więcej - m.in. kwiatuszek na lufie szeryfa, będący ikoną pacyfizmu bądź krwawe znaki na skałach przypominające współczesne grafitti. I choć twórca zastrzega, że "Summer love" to poważna wypowiedź artystyczna, to jednak nad całością unosi się duch zabawy oraz wielkiej zgrywy.
"Wiesz co to znaczy?" - szeryf pyta swych kompanów, wskazując na niedalekie skały. "To nie ma żadnego znaczenia" - odpowiada sam sobie z szyderczym, autoironicznym uśmiechem na ustach Bogusław Linda. "Przynajmniej dla was" - dodaje.
Podczas drugiego dnia festiwalu odbył się też pierwszy pokaz "S@motności w sieci" Witolda Adamka. Przed salą kina Silver Screen już na długo przed projekcją kłębiły się tłumy chętnych; ostatecznie nie wszyscy, którzy chcieli dostali się na pokaz ekranizacji powieści Janusza L.Wiśniewskiego. Będą mogli spróbować raz jeszcze 14 września, kiedy pokaz uświetnią twórcy.
Pustawo zrobiło się za to w Teatrze Muzycznym tuż przed godziną 23., kiedy to w ramach cyklu Polonica pokazano szwedzką "Podróż Niny" w reżyserii Leny Einhorn z Agnieszką Grochowską w roli głównej. Pewnym wytłumaczeniem dla gdyńskiej widowni może być jednak fakt, że "Podróż Niny" poprzedzała projekcja... "Summer love".
Festiwalowe filmy nieświadomie ocenia także publiczność. Jak co roku po pokazach filmów konkursowych mierzony jest czas aplauzów. Dotychczasowym liderem z wynikiem 1 minuta i 29 sekund jest film "Kto nigdy nie żył..." Andrzeja Seweryna (nie należy jednak zapominać, że była to projekcja towarzysząca ceremonii otwarcia; lżej wtedy o łatwy poklask). Drugie miejsce zajmuje "Chaos" Xawerego Żuławskiego (1' 9'') a trzecie - ale ze sporą stratą - telewizyjni "Przybyli ułani" Sylwestra Chęcinskiego (0'55''). "Summer love" Piotra Uklańskiego zajmuje 4. miejsce z wynikiem 49 sekund.
Poniżej dotychczasowa lista najchętniej oklaskiwanych filmów:
1. "Kto nigdy nie żył..." A. Seweryna (1'' 29'')
2. "Chaos" X.Żuławskiego (1' 09'')
3. "Przybyli ułani" S.Chęcińskiego (0' 55'')
4. "Summer love" P.Uklańskiego (0' 49'')
5. "Przebacz" M.Stacharskiego (0' 20'')
6. "Sztuka masażu" M. Gabrysia (0' 16'')
7. "Ja wam pokażę!" D.Delicia (0' 14'')
8. "Francuski numer" Roberta Wichrowskiego (0' 10'').
Zobacz z festiwalu filmowego w Gdyni.
Tomasz Bielenia, Gdynia