"W sypialni": Nic, które nic nie znaczy
Debiut fabularny Tomasza Wasilewskiego opowiada o kobiecie, która zmuszona brakiem pieniędzy, umawia się przez Internet z przypadkowymi mężczyznami. Po wcześniejszym ich uśpieniu, spędza całe noce w mieszkaniach swoich "gospodarzy".
Zaczyna się wszystko od celowo wyolbrzymionego pisku mew, który przybiera formę przeraźliwego krzyku rozpaczy. Ekran jest czarny, dopiero za chwilę Katarzyna Herman zacznie rozbierać się przed łazienkowym lusterkiem. Od pierwszego ujęcia "W sypialni" debiutant Tomasz Wasilewski wysyła w kierunku widza jasny sygnał: ta historia toczyć będzie się w nerwowym rytmie niespecjalnie związanych przyczynowo-skutkową zależnością mikroscenek. Nie następstwo wydarzeń, lecz emocji będzie tu jednak kluczem do zrozumienia filmowej opowieści.
Gdyby spróbować poszukać jakiegoś kinematograficznego punktu zaczepienia dla postaci granej przez Katarzynę Herman Edyty, pierwszym tytułem, który przychodzi mi do głowy, jest "Szamanka" Andrzeja Żuławskiego. Podobnie jak pamiętna kreacja Iwony Petry, rola Katarzyny Herman w obrazie "W sypialni" jest ucieleśnieniem narwanej kobiecości - Edytę poznajemy, gdy błąka się po Warszawie kradnąc w supermarketach jedzenie, sypiając w samochodzie oraz umawiając się przez internet z mężczyznami, których - po dodaniu im środka usypiającego - bez wyjątku porzuca następnie w ich własnych mieszkaniach. Nic nie wiemy o jej przeszłości, niespecjalnie rozumiemy też motywy jej postępowania. Połączenie bezdomnej wariatki z groźną psychopatką.
"W sypialni" jest filmem jednej roli. Mimo że w małym epizodzie pojawia się Agata Buzek oraz Mirosław Zbrojewicz, w drugiej części filmu pełnoprawnym partnerem dla odtwórczyni głównej roli jest zaś Tomasz Tyndyk (którego zobaczymy na festiwalu w jeszcze jednej dużej roli w "Sekrecie" Przemysława Wojcieszka) - ten film należy od początku do końca do Katarzyny Herman. Aktorce w tej psycho-monodramowej konwencji udało się stworzyć najciekawszą kreację w dotychczasowej karierze, co zauważyli już jurorzy koszalińskiego festiwalu Młodzi i Film, przyznając Herman nagrodę Małego Jantara.
Ale całe "W sypialni" nie wypada już tak dobrze. Temat samotności w wielkim mieście to motyw ograny przez współczesne kino na wiele sposobów. Wasilewski nie odkrywa więc Ameryki, niestety - obdarza swą opowieść tak dużym ładunkiem filozoficznego banału, że jego film momentami przekracza granicę autoparodii. Moja ulubiona wymiana zdań w tym filmie brzmi następująco: - Co? - Nico. - Co robisz? - Nic. Owo "nic" sączy się z ekranu przez długie 74 minuty, odmieniane przez kolejne przypadki zaczyna w końcu znaczyć niewiele więcej niż na samym początku.
Dodajmy do tego "artystyczne" sceny z przesłaniem - kiedy postać grana przez Tomasza Tyndyka w pewnym momencie doprowadzona zostaje do stanu emocjonalnego wzburzenia, Wasilewski raczy nas ujęciem swego bohatera walczącego z utonięciem we wzburzonej wodzie. Taka metaforyczna wstawka. Złapaliście? Realizatorski manieryzm "W sypialni" jest wprost proporcjonalny do błahości tematyki filmu Wasilewskiego.
Co więc można tu jeszcze pochwalić? Dźwięk i muzyka w tym filmie pełnią rolę szczególną. Wspomniałem o otwierającym "W sypialni" pisku mew (jak się później okaże, okazał się on elementem znaczącym). Niepokojące partie fortepianu Leszka Możdżera wprowadzają w strukturę narracyjną "W sypialni" atmosferę twórczego dysonansu. Podoba mi się to, w jaki sposób Wasilewski opowiada tę historię pozaobrazowymi środkami. Nie da się jednak siedzieć w kinie z zamkniętymi - nawet szeroko - oczyma.
4/10
---------------------------------------------------------------------------------------
"W sypialni", reż. Tomasz Wasilewski, Polska 2012, dystrybutor: Alter Ego Pictures, premiera kinowa 26 października 2012 roku.
---------------------------------------------------------------------------------------
Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!
Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!